Podwójna klęska kudłatego…

Kościół braci kapucynów pw. Przemienienia Pańskiego w Warszawie

Bardzo lubię ten kapucyński kościół na Miodowej w Warszawie. Niektórzy mówią, że tu śmierdzi. Powód owego smrodu upatrują w obecności wielu bezdomnych, siedzących na schodach i przed drzwiami w oczekiwaniu na otwarcie jadłodajni. Kapucyni przecież słyną i z tego.

Rzeczywiście, bezdomnych jest tutaj całkiem sporo. Pewnie schodzą tu z całej Warszawy. Głodni, nieumyci i – co tu dużo mówić – zwyczajnie śmierdzący. Chyba przydałby się i w Warszawie kardynał Krajewski, żeby zadbać o prysznice. Tak jak niedawno zadbał o to w Wiecznym Mieście.

Lubię ten kapucyński kościół, bo to jeden z niewielu tych w stolicy, w których spowiedź w ciągu dnia odbywa się dłużej niż tylko w czasie Mszy świętych rano i wieczorem. Tutaj bracia kapucyni spowiadają po kilka godzin (9-12 i 16-18.30).

Jeśli więc o smrodzie mowa to – jak dla mnie – miejsce to mocno śmierdzi siarką. Tak, siarką… Kudłaty musi przecież przeżywać prawdziwe męki, widząc jak duchowi bracia św. o Pio i św. Leopolda Mandicia (warto pamiętać, że obaj kapucyni byli patronami niedawnego Roku Miłosierdzia) jednają ludzi z Bogiem. Tutaj zły ponosi naprawdę sromotną klęskę. I to podwójną – w jadłodajni bracia troszczą się o ciało człowieka, w konfesjonale troszczą się o jego duszę.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.