Probostwo ojcu służy…
Powoli mija drugi tydzień od momentu, w którym oficjalnie zostałem proboszczem. Wielu znajomych ostatnio pytało mnie: I jak ojcu na tej parafii? Ci, którzy są bardziej ze mną spoufaleni mówią wprost: Oj, probostwo ojcu służy i – zupełnie nie wiedzieć czemu – pokazują na mój brzuch 🙂 .
Powiem tak: Jeśli ktoś moją rzadką ostatnio aktywność w sieci składa na karb wielości proboszczowskich obowiązków to… ma rację. Rzeczywiście, zajęć mi ostatnio nie brakuje. Nawet moje ulubione zajęcie czyli czytanie książek musiałem na jakiś czas odłożyć. Na to miejsce wskoczyło wiele różnych obowiązków.
Pierwsze co, to korespondencja z urzędami. Oczywiście jeden z pierwszych listów nowego proboszcza musi być zawsze do Urzędu Skarbowego. Prosi się w nim o naliczenie wysokości podatku, który później przez cały czas pełnienia funkcji proboszcza trzeba odprowadzać. Zdziwieni? Tak, tak, wbrew temu, co mówią nieprzychylni Kościołowi – księża płacą podatki.
Kolejne absorbujące zajęcie to prowadzenie kancelarii parafialnej. A tam dużo się dzieje. Kilku Parafian po prostu przyszło się przedstawić. Kilku przyszło zaproponować swoją pomoc w różnych kwestiach dotyczących parafii. Kilka osób potrzebowało jakieś dokumenty, ktoś chciał zamówić mszalne intencje, ktoś inny na coś się poskarżyć. Już dziś wiem, że siedzenie w kancelarii to będzie jedno z moich ulubionych proboszczowskich zajęć.
Kolejna przestrzeń ważnej działalności to kontakty z dyrekcjami szkół i przedszkoli, które są na terenie parafii oraz – co oczywiste – z katechetami. Jest ich w sumie 10. To ważna działka i tutaj zainteresowanie proboszcza jest i musi być czymś oczywistym.
Najważniejsza przestrzeń to oczywiście sakramenty. Fajnie się złożyło, że zacząłem moje proboszczowanie od niedzielnej katechezy chrzcielnej i od ochrzczenia małego Karola Józefa. Chrzty mamy zawsze w pierwszą i trzecią niedzielę miesiąca. Spisujemy też właśnie protokół przedślubny z drugą już parą przesympatycznych młodych ludzi. Pierwszopiątkowa wizyta u chorych też bardzo sympatyczna. Choć okraszona ludzkim cierpieniem i samotnością. Pisanie niedzielnych ogłoszeń to już inna bajka. Też trochę czasu zajmuje. I przygotowywanie kazań. No i jeszcze pogrzeby. Tych w tej parafii nie brakuje.
Do tego wszystkiego oczywiście codzienna posługa przy ołtarzu i w konfesjonale. W końcu kapłaństwo to służba. No i jeszcze ta ciągła troska o własną osobistą modlitwę. O to trzeba walczyć, bo jak się człowiek wypali, to czym będzie dzielił się z innymi?
Kończę więc ten wpis. Na zegarze 22.30. Za dwa kwadranse rozpoczynamy w kościele Godzinę Świętą, czyli godzinną adorację Najświętszego Sakramentu w zupełnej ciszy. Przychodzi na nią co tydzień około 30 osób. To czas szczególnej łaski. Mówił kiedyś o tym Jezus św. Marii Małgorzacie Alacoque.
Ktoś powie: Przecież noc jest od spania. Prawda to, ale chyba i tak bym nie zasnął mając świadomość, że ja w ciepłym łóżeczku na miękkiej podusi, a tam, w naszym kościele, Parafianie na adoracji.
Kończę więc, wskakuję w habit i do kościoła. Obiecuję, że i o Was porozmawiam dziś chwilę z Jezusem. Niech da Wam dobrą, spokojną noc.