Pytanie o to, co jest na wierzchu…
(ŁK 11,1-4)
Gdy Jezus przebywał w jakimś miejscu na modlitwie i skończył ją, rzekł jeden z uczniów do Niego: «Panie, naucz nas się modlić, jak i Jan nauczył swoich uczniów». A On rzekł do nich: «Kiedy się modlicie, mówcie: Ojcze, niech się święci Twoje imię; niech przyjdzie Twoje królestwo! Naszego chleba powszedniego dawaj nam na każdy dzień i przebacz nam nasze grzechy, bo i my przebaczamy każdemu, kto nam zawini; i nie dopuść, byśmy ulegli pokusie».
Jezus przebywał na modlitwie. Słowo ,,przebywał” wydaje mi się bardziej dostojne niż słowo ,,był.” Może to tylko jakieś moje odczucie, ale w czasie dzisiejszego rozmyślania zatrzymałem się właśnie na tym wyrażeniu. Wydaje się, że w przypadku Jezusa nie chodzi tutaj tylko o sam akt fizycznej obecności w jakimś konkretnym miejscu. Tutaj chyba o wiele bardziej chodzi o Jego wewnętrzną postawę. Przecież całe Jego życie było jedną wielką modlitwą. On ,,przebywał” na modlitwie nieustannie.
Pewien biskup w swojej diecezji w prywatnych rozmowach z księżmi lubi stawiać im pytanie o modlitwę brewiarzową.
– Ustawia sobie ksiądz brewiarz pod dzień czy dzień pod brewiarz? – pyta.
Odpowiedzi ponoć są bardzo różne. Podobne pytanie musi sobie postawić każdy z nas: Czy ja ustawiam sobie modlitwę pod dzień czy dzień pod modlitwę? To jasne, że mamy na co dzień wiele różnych spraw i wiele różnych zajęć i nie zawsze da się ustawić dzień pod modlitwę (to pytanie o to, co jest na wierzchu), ale są przecież takie dni, kiedy w naszych kalendarzach jest trochę więcej wolnego miejsca. I wtedy to my decydujemy, co ma być na wierzchu. Czy wtedy mamy czas na to, co najważniejsze?