Są jeszcze tacy, którzy pytają…

Na zegarze już kilka minut po dwudziestej trzeciej. Kolejny dzień już za chwilę przejdzie do historii, kolejna kartka z kalendarza wyląduje w koszu. A wraz z nią kolejna (nie ostatnia 🙂 ) część mojego urlopu.


W pociągu relacji Łódź – Kraków jadą już tylko najbardziej wytrwali. Dosłownie kilkanaście osób: jakaś matka z małym dzieckiem (dobrze, że nie płacze 🙂 ), para młodych, trzymających się ciągle za ręce zakochanych, grupka rozgadanych studentek, jakiś podchmielony starszy jegomość. Ot, cała załoga…
Wagony tak puste, że można tańczyć. Zupełnie inaczej niż za dnia, kiedy nawet na korytarzach ciasno i duszno. O tak później porze podróżują już tylko ci, którzy naprawdę muszą.

A wśród nich ja…

Wracam do Krakowa. Do swoich obowiązków i zadań. Ale przede wszystkim wracam do ludzi: do współbraci, znajomych, parafian, penitentów, itp. Chyba właśnie dlatego, że wracam ,,do ludzi”, a nie np. do zimnej i bezdusznej papierologii, te moje powroty z urlopów wcale mnie nie smucą. Przeciwnie, przynoszą dużo radości 🙂 i utwierdzają w przekonaniu, że człowiek – choć sam słaby i grzeszny – jest innym ludziom zwyczajnie potrzebny.

I Bogu dzięki, że są jeszcze tacy,
którzy pytają: Kiedy ojciec wraca?

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.