Sami (I) …
,,W obliczu śmierci nie ma bohaterów, w obliczu śmierci każdy z nas jest sam.”
Pomyślicie pewnie, że to cytat z jakiegoś biskupiego kazania. Pudło… To słowa jednego z moich ulubionych polskich polityków, senatora Stanisława Koguta. Słuchałem ostatnio audycji z jego udziałem. Właśnie w ten sposób komentował to wszystko, co dzieje się teraz na scenie politycznej.
Śledzę to bardzo uważnie i oczy ze zdumienia przecieram, gdy widzę, z jaką wielką łatwością przechodzą na Wiejskiej coraz to bardziej absurdalne ustawy. Przykładów podawać nie trzeba. A ci, którzy nie wiedzą o czym piszę, niech się nawet nie przyznają, bo to wstyd i na zawinioną ignorancję zakrawa.
Łatwo jest politykom (tak przypuszczam, posłem nigdy nie byłem) podnosić rękę wtedy, gdy inni podnoszą. Nawet wtedy, gdy sprawa jest głupia i sprzeczna nie tylko z wiarą, ale i zdrowym rozsądkiem. Łatwo jest poddać się partyjnej dyscyplinie i zagłosować tak, jak każą inni. Jak już wlecisz między wrony…
Tyle, że kiedyś będzie taki dzień i taka minuta, że każdy z tych, którzy teraz głosują, stanie SAM na SAM przed Bogiem. Już nie będzie partyjnych kolegów, nie będzie klakierów, którzy przyklaskują z lewa i prawa. Nie będzie wyborców, politycznych zwolenników i przeciwników. Człowiek zostanie SAM.
Tylko ja i BÓG. I ona… Biała Dama śmiercią zwana, która przecież zawsze przychodzi nie w porę. Przyjdzie po każdego. I co wtedy? Przecież nawet ci, którzy teraz decydują o życiu i śmierci innych (patrz. np. in vitro), kiedyś sami tego przejścia doświadczą. I wtedy sami będą musieli zmierzyć się z prawdą o sobie. Sami, bo przecież w godzinie śmierci – choć czasem otaczani przez tłumy – ludzie zawsze w jakimś sensie pozostają sami.