W gąszczu różnych ulic i uliczek czyli modlitwa niczym podróż w nieznane…
Pierwsza z trzech części konferencji wygłoszonej w minioną środę dla Grupy Odnowy w Duchu Świętym (c.d.n.).
,,Młody Samuel usługiwał Panu pod okiem Helego. W owym czasie rzadko odzywał się Pan, a widzenia nie były częste.Pewnego dnia Heli spał w zwykłym miejscu. Oczy jego zaczęły już słabnąć i nie mógł widzieć.A światło Boże jeszcze nie zagasło. Samuel zaś spał w przybytku Pańskim, gdzie znajdowała się Arka Przymierza. Wtedy Pan zawołał Samuela, a ten odpowiedział: «Oto jestem».Potem pobiegł do Helego mówiąc mu: «Oto jestem: przecież mię wołałeś». Heli odrzekł: «Nie wołałem cię, wróć i połóż się spać». Położył się zatem spać. Lecz Pan powtórzył wołanie: «Samuelu!» Wstał Samuel i poszedł do Helego mówiąc: «Oto jestem: przecież mię wołałeś». Odrzekł mu: «Nie wołałem cię, synu. Wróć i połóż się spać». Samuel bowiem jeszcze nie znał Pana, a słowo Pańskie nie było mu jeszcze objawione. I znów Pan powtórzył po raz trzeci swe wołanie: «Samuelu!» Wstał więc i poszedł do Helego, mówiąc: «Oto jestem: przecież mię wołałeś». Heli spostrzegł się, że to Pan woła chłopca.Rzekł więc Heli do Samuela: «Idź spać! Gdyby jednak kto cię wołał, odpowiedz: Mów, Panie, bo sługa Twój słucha». Odszedł Samuel, położył się spać na swoim miejscu.” (1Sm 3, 1-9)
Zaczynam od tego fragmentu bardzo celowo. Chcę na przykładzie Samuela powiedzieć dziś kilka słów na temat modlitwy. Może to, co powiem, nie będzie niczym nadzwyczajnym, a może wręcz przeciwnie… Tak czy inaczej, modlitwa – podobnie zresztą jak nasza wiara – jest rzeczywistością dynamiczną, więc trzeba nieustannie wsłuchiwać się w Ducha Świętego, bo On ciągle chce nas zaskakiwać. Może kogoś z Was zaskoczy i tym razem…
Mówiąc o naszej modlitwie, chciałbym w trzech punktach nakreślić obraz Boga. Boga, który czeka; Boga, który przyjmuje i Boga, który prowadzi z człowiekiem dialog. Dziś powiem o tym pierwszym obrazie…
1. BÓG, KTÓRY CZEKA…
Kiedy zaczynamy się modlić (wszystko jedno: w domu, w kościele, w parku czy gdziekolwiek indziej) zawsze musimy pamiętać o jednym: Bóg na nas czeka. Bóg ma dla nas czas. Trochę w myśl tego może mało znanego polskiego powiedzenia, że Bóg ma wszystkiego w wystarczającej ilości i mierze, tylko spotkań z człowiekiem ciągle Mu za mało. BÓG CZEKA na mnie. Więcej, BÓG CHCE SIĘ ZE MNĄ SPOTYKAĆ I CHCE ZE MNĄ ROZMAWIAĆ.
(UWAGA: to jest ten moment w tej konferencji, w którym powinniśmy wszyscy zacząć skakać do góry z radości, bo nie ma radośniejszej wiadomości ponad tę, że Bóg nie tylko dał nam Syna, ale że z nami pozostał – potrafisz się tym ucieszyć? Zwykle mamy z tym trudność, więc trzeba do tej praktyki systematycznie powracać. A tymczasem idźmy dalej…)
Bóg na mnie czeka, ale jeśli chodzi o modlitwę, to nie On ma decydujący głos. Tak naprawdę to moje chcenie jest tutaj decydujące. To ja decyduję o tym, kiedy będę z Bogiem rozmawiał. Mówiąc kolokwialnie: Pan Bóg musi dostosować się do mnie. Do tego, kiedy ja chcę i mogę z Nim rozmawiać. Jakże to niesamowite. Ja – człowiek decyduję… A Pan Bóg jest dyspozycyjny i zawsze gotowy.
Nie muszę wcześniej nigdzie dzwonić, umawiać się, wpisywać w kalendarz. Na audiencję do Pana Boga mogę przyjść niezapowiedziany, a On zawsze mnie przyjmie. Zawsze ma dla mnie czas. To jest ta wielka prawda, która dziś przez wielu jest zapomniana, zepchnięta w nieświadomość. Człowiek myśli, że robi Bogu łaskę klękając do modlitwy. Nic bardziej mylnego…
Jeśli miałbym tutaj powiedzieć coś o mojej osobistej modlitwie, to śmiało mogę się z Wami podzielić, że niesamowicie pomaga mi w mojej modlitwie właśnie świadomość tego, że jestem przez Boga wyczekiwany. Tak, tak, Bóg mnie wyczekuje, wygląda… Dokładnie tak samo, jak ojciec miłosierny wyczekiwał powrotu swojego marnotrawnego syna.
To prawda, czasem każę Bogu czekać na siebie. Raz tylko krótką chwilę, innym razem nawet cały dzień. Z tym bywa bardzo różnie. Tak czy inaczej – On czeka. Spróbuj dziś popatrzeć na swoją modlitwę właśnie w ten sposób: Jestem oczekiwany przez Pana Boga.
Wyobraźcie sobie, że musicie wyjechać do obcego kraju. Do miejsca, gdzie nigdy jeszcze nie byliście. Nikogo tam nie znacie, nie znacie języka, nie wiecie nawet w jaki wsiąść autobus, by dotrzeć pod wskazany adres. Jakie byłyby wtedy nasze odczucia? Strach, smutek, przygnębienie? Człowiek już na starcie czułbym się jak w wielkim labiryncie…
A teraz wyobraźcie sobie, że jedziecie do tego samego kraju. Tyle tylko, że na lotnisku czeka już na Was najlepszy przyjaciel. Taki, który zabiera Was do swojego auta, oprowadza po mieście, zawozi do hotelu. Co wtedy czujemy, mając pewność, że jesteśmy przez kogoś oczekiwani?
W sercu rodzi się prawdziwy pokój i wielka radość. Już nie ma miejsca na lęk i niepokój. Ich miejsce zajmuje ogromna wdzięczność. I od tego właśnie – od wdzięczności – powinniśmy zawsze zaczynać naszą modlitwę.
Modlitwa to taka podróż do miejsca, w którym ktoś na mnie czeka. Czeka na mnie najlepszy Przyjaciel. To On tak naprawdę poprowadzi mnie przez gąszcz różnych trudności i przeszkód. Wyprowadzi nawet z największego labiryntu. Trzeba tylko uwierzyć, że On na nas naprawdę czeka.
Cenne wskazówki 🙂 dziękuję i czekam na kolejne teksty.