Widziane zza kratek… (10)

Wczoraj wspomniałem o dwóch wielkich świętych: o ojcu Pio i o Alfonsie Marii Liguorim, którzy wiele cennych rad zostawili nam po sobie w kwestii troski o sumienie. Szczególnie warta polecenia jest książka tego drugiego pt. ,,Przygotowanie do śmierci.” Kiedy kilka miesięcy temu kupowałem ją w jednej z warszawskich księgarni, półki uginały się pod ciężarem ilości dodruku. Tak by się chciało, żeby w każdym domu taka pozycja była. Myślę, że wielu z nas mogłaby otworzyć oczy na to, jak powinniśmy przygotować się do odejścia z tego świata. Bo tak jak już tu wiele razy pisałem – śmierć jeszcze o nikim nie zapomniała. I o nas też nie zapomni. Obyśmy byli przygotowani.

Warto – w kontekście naszych spowiedzi – zadawać sobie zawsze dwa pytania. Pierwsze: Co się w moim życiu zmieniło po ostatniej spowiedzi? I drugie: Co chciałbym, aby zmieniło się po tej obecnej spowiedzi św.? To są dwa niesamowicie ważne pytania.

Ludzie często popełniają dwa – bardzo zgubne dla naszego życia wewnętrznego – błędy. Pierwszy błąd polega na tym, że po spowiedzi chcą od razu pracować nad wszystkim. Bardzo często pytam: Nad czym chcesz pracować do następnej spowiedzi? Często słyszę wówczas odpowiedź: Jak to nad czym? Nad wszystkim.

Uwaga!!! To wcale nie jest dobre. Jest wiele przykładów na to, że jak ktoś pracuje nad wszystkim, to akcenty jakoś tak się rozkładają (a diabeł w tym rozłożeniu akcentów szczególnie nam wtedy pomaga), że nie pracuje nad niczym. A więc takie postanowienie wcale nie jest dobre. Nie nad wszystkim… Trzeba z zestawu przyniesionych przez siebie do konfesjonału grzechów wybrać jakiś jeden, konkretny. I z tym jednym spróbować się zmierzyć do następnej spowiedzi. To może być grzech większego kalibru, taki, który nam szczególnie doskwiera. Ale to równie dobrze może być tylko jakaś mała słabość, coś niegroźnego.

Najważniejsze, żeby wziąć na tę przysłowiową muszkę coś konkretnego. Właśnie w taki sposób – mały krokami – jesteśmy w stanie pracować nad sobą i radzić sobie z naszymi przywarami i grzechami. Nie od razu Kraków zbudowano. Pan Bóg na płaszczyźnie życia duchowego nie oczekuje od nas rzeczy spektakularnych ani tym bardziej siedmiomilowych kroków. Idąc wytrwale małymi krokami można nieraz dojść o wiele dalej niż w podskokach. Bo w podskokach człowiek szybciej się męczy.

W następnym wpisie powiemy sobie o drugim – obok chęci pracy nad wszystkim – niebezpieczeństwie przy spowiedzi.

Słowo, które dziś zostawiam Ci do osobistego rachunku sumienia – małe kroki.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.