Z cyklu: Spotkania dające do myślenia…
– Uuuu, widzę, że ma pan wielkie problemy – powiedziała, gdy przy Sukiennicach zatrzymałem się przy jej ,,stoisku.” Znam ją z widzenia, kiedyś nawet o niej tutaj pisałem. Krakowska wróżka.
– Ja mam problemy? A może pani powiedzieć jakie to problemy? – zapytałem przekornie, chowając dyskretnie koloratkę na suwakiem mojego polara. – Powiem ci, kochaniutki, ale nie tutaj. Powróżę ci z fusów, ale ty nie masz kawy. Tutaj nie kupuj, na rynku drogo. Ale wiesz, zaraz kończę pracę, zapraszam do siebie, mieszkam kilka ulic stąd. Zrobię ci dobrą kawę, będzie dużo fusów. Często zapraszam ludzi do mojego mieszkania i wróżę z fusów. Wszyscy są zadowoleni.
– Dobra, a ile takie wróżenie będzie mnie kosztować?
– Tyle, ile dasz, kochaniutki. Nie mam cennika. (Czyli: co łaska – jak w kościele – pomyślałem).
– No dobrze, pojadę z panią do tego mieszkania, ale… czy choć to mieszkanie poświęcone było? – zapytałem, bo zobaczyłem, że obok kart leży na stoliki obrazem z Janem Pawłem II.
– Jakaś kobieta przechodziła obok i dała mi ten obrazek – wyjaśniła. – Ja jestem wierząca, ale nie praktykująca.
– A ja jestem murzynem – uśmiechnąłem się do wróżki. – Tylko białym.
Kobieta chwyciła mój żarcik i powiedziała:
Żartowniś z pana, zaproszenie na kawę z fusami nadal aktualne.
Jaka szkoda, że ja kawy w ogóle nie piję…
Ksiądz kawy nie pije? A to chyba nie prawda:) No chyba że kupuje dla kogoś?