Zakrzyczelibyśmy tę ciszę…

Ostatnie godziny mijają mi niesamowicie szybko. Już niebawem rozpoczniemy Liturgię Wielkiej Soboty. Czas wyraźnie przyspieszył. Pewnie dlatego, że nie ma teraz czasu na nudę, wszystko oscyluje teraz wokół konfesjonałów. Ciągle spore kolejki, więc wszystko podporządkowane jest posłudze jednania ludzi z Bogiem.

Zrobiłem sobie dziś dłuższą modlitwę w ciszy przed Jezusem złożonym w grobie. Ale posiedziałem sobie też trochę przed pustym, otwartym tabernakulum i przed obnażonym ołtarzem. Rozmyślałem o tym, jak badziewne byłoby nasze życie bez Niego. Dramat, gdyby to tabernakulum na zawsze już miało pozostać puste. Nie ma Jezusa, nie ma Eucharystii, nie ma Komunii św., nie ma adoracji.

Pewnie na krótką metę jakoś byśmy sobie z tym poradzili. Zakrzyczelibyśmy tę głuchą ciszę mnóstwem naszych spraw. Przecież w tym akurat jesteśmy dobrzy. Ale na dłuższą metę… Pytanie o tę niezwykłą Obecność prędzej czy później musiałoby się pojawić. Choćby w momencie refleksji nad swoim życiem, nad jego sensem, nad własną przyszłością i nad tym, co czeka nas po tamtej stronie.

Nasze życie i nasza śmierć mają sens tylko wtedy, kiedy spojrzymy na nie w perspektywie wieczności. Oby rozumieli to ci wszyscy, którzy w tych dniach ustawiają się w kolejkach do konfesjonałów i ci, którzy nadal oszukują samych siebie twierdząc, że Bóg do szczęścia im niepotrzebny.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.