Żona jak choinka…

Po ostatnim Bożym Narodzeniu dziś pierwszy dzień mojego kolędowania. Nowa parafia (w parafii pomagam, bo przecież od sierpnia pracuję w seminarium), nowi ludzie. Na początek – tak rekreacyjnie – proboszcz dał mi niecałe trzydzieści adresów.

– O jak pięknie. Jak odświętnie – zachwycałem się, gdy drzwi do swojego mieszkania otworzył mi starszy pan w garniturze i pod krawatem.
– Ubrałem się odświętnie, bo jak ksiądz przychodzi to przecież prawdziwe święto. Wyjąłem najlepszy krawat. On jest tylko na najważniejsze wydarzenia – odpowiedział gospodarz. – Żona już kilka godzin stroi się dla księdza. Jak choinka – wszyscy wybuchnęliśmy śmiechem.

Po modlitwie starszy pan wrócił do tematu.
– Wie ksiądz, nas tak w domu nauczyli, że jak przychodzi ksiądz po kolędzie, to go się w kapciach nie przyjmuje.

Od razu przypomniałem sobie historię pewnego staruszka, który z powodu choroby nie może już chodzić do kościoła. Jego żona opowiadała niedawno, że mąż w każdą niedzielę rano ogląda transmisję Mszy św. w telewizji. Zanim jednak włączy telewizor, mimo iż jest chory i leży w łóżku, wstaje i ubiera się w świąteczny garnitur. Zakłada niedzielne buty, niedzielny krawat. Dopiero tak ubrany zasiada przed telewizorem. Żona tłumaczy mu, że przecież jest chory, że może przecież oglądać Mszę św. w pidżamie i na leżąco. On jednak na tę jedną godzinę ubiera nawet krawat. Zadziwiające…

I wcale nie piszę o tym dlatego, by jakoś zawstydzić tych, którzy księdza po kolędzie przyjmują w kapciach czy w dresie. Wolnoć Tomku w swoim domku. Zresztą, od kapci czy dresów i tak ważniejsze są otwarte drzwi mieszkań i serca. Ale piszę o tych dwóch starszych panach, by pokazać, że można i w ten sposób…