Życie jak przeplatanka…

Życie zakonników pod wieloma względami różni się od życia ludzi świeckich. Ale w tej inności jest coś, co było, jest i pozostanie wspólnym mianownikiem: życie jednych i drugich jest niekończącą się przeplatanką dobrych i złych wydarzeń. Wydarzeń radosnych i pięknych oraz takich, które napawają nas smutkiem, zmuszają do refleksji i zadumy.

Tę przeplatankę radości i smutku widać ostatnio bardzo mocno w doświadczeniach naszej pijarskiej rodziny zakonnej. Od blisko dwóch tygodni nasze myśli są przy Tomku. On – choć jeszcze w śpiączce i pod uważną opieką lekarzy – powoli wraca do zdrowia. Jesteśmy z nim i przy nim i wciąż w tym trudnym doświadczeniu dziękujemy Bogu za ocalenie jego życia i prosimy o powrót do zdrowia.

W minioną środę jako pijarzy cieszyliśmy się z poświęcenia nowej pijarskiej szkoły. Tym razem w Rzeszowie. To wielka radość i powód do wdzięczności Panu Bogu za to, że po wielu dziesiątkach lat pijarska szkoła w Rzeszowie znów ruszyła. W innym niż kiedyś miejscu, z innym programem, z innymi ludźmi, ale wciąż pijarska, wciąż z Kalasancjuszem w tle, wciąż z nauczycielami prawdziwie zatroskanymi o wychowanie dzieci i młodzieży.

Wczoraj – w czwartek – znów wielki powód do radości. Trzech naszych nowicjuszy ukończyło czas formacji w nowicjacie, składając swoje pierwsze śluby zakonne i przywdziewając zakonny habit. Trzech zakończyło czas w nowicjacie, kolejnych czterech swoją nowicjacką formację rozpoczęło. Jak tu Panu Bogu za to nie dziękować?

Tak było w środę i w czwartek.
A dziś…

Dziś znów powód do smutku. W naszym domu zakonnym w Katowicach zmarł o. Andrzej Szczepaniak. Przez wiele lat – jeszcze jako kleryk – mogłem przyglądać się jego duszpasterskiej i katechetycznej pracy w parafii pw. Najświętszego Imienia Maryi w Krakowie, na terenie której mamy swoje seminarium.

Kilka tygodni temu byłem w Katowicach. Siedzieliśmy razem na szkolnej stołówce, jedząc obiad w towarzystwie naszych uczniów. Ojciec Andrzej wspominał czasy swojego seminarium, wspominał swoją formację i pytał o to, jak teraz wygląda przygotowywanie kleryków do kapłaństwa. Kiedy się rozstawaliśmy, powiedziałem, że następnym razem przyjadę do niego z dyktafonem i trochę sobie powspominany.

Nie żartuj sobie ze starych, nie żartuj – usłyszałem na pożegnanie.

Ojcze Andrzeju, wcale nie byłeś stary. Miałeś dopiero 59 lat. Już Cię nie nagram na dyktafon i nie posłucham Twoich wspomnień, ale na pewno zachowam Cię w pamięci jako dobrego, oddanego ludziom – a szczególnie dzieciom – kapłana pijara. Spoczywaj w Panu.

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.