Życie Twoich sług, Panie, zmienia się, ale się nie kończy…
Jakoś często od początku tego roku szkolnego Pan Bóg wzbudza we mnie refleksję nad przemijalnością. Najpierw odszedł jeden z moich Współbraci z klasztoru, w którym mieszkam. Niedługo potem tragiczna śmierć Dawida i mój udział w jego pogrzebie. Dziś znów dowiedziałem się o śmierci ks. Kamila, wikariusza jednej z krakowskich parafii.
Jakoś tak smutno, choć Kamila znałem tylko z widzenia. Otrzymał święcenia dokładnie w tym samym dniu, co ja – 26 maja 2012 r. Prawie 16 miesięcy temu. Miał przed sobą całe życie. Mógł tyle zrobić, tyle kazań wygłosić, tylu ludzi wyspowiadać i rozgrzeszyć. Ale nić Jego życia się przerwała. Nagle, wystarczył jeden samochodowy wypadek.
Od lat modlę się do św. Józefa – którego w dniu pierwszych ślubów zakonnych obrałem sobie za Patrona – o dobrą śmierć. Ktoś powie, że za szybko, za wcześnie jeszcze, by myśleć o śmierci. A jednak…
Można się zapytać: Co to znaczy ,,dobra śmierć”? Dobra to chyba taka, która zastanie człowieka w stanie łaski. Wszystko jedno, czy po długiej chorobie czy nagle i niespodziewanie. Najważniejsze, by być pojednanym z Bogiem i gotowym.
Kiedy śmierć zabiera ludzi, których znaliśmy albo tych, których chcielibyśmy poznać, zawsze w sercu rodzi się smutek. Jakiś żal. Czasem płyną łzy. Może te łzy nas dziwią – wierzymy przecież, że śmierć jest tylko przejściem a nie końcem. Czasem jednak tylko te łzy pozostają… Tylko one i modlitwa…