Adwent – czas nie zawsze radosnego oczekiwania
Pierwsza Niedziela Adwentu już prawie za nami. Zostały jeszcze tylko trzy adwentowe niedziele. Ani się nie obejrzymy, jak w kościołach będziemy śpiewać Nowennę do Dzieciątka Jezus. A potem już tylko choinki i ,,Bóg się rodzi.”
Pan daje nam kolejny Adwent. Oczywiście, można próbować ten czas definiować na różne sposoby. Można – jak niektórzy próbują – podważać sensowność nazywania tego pierwszego w kalendarzu liturgicznym okresu czasem RADOSNEGO oczekiwania. Bo i słusznie ktoś zauważył, że Adwent będzie dokładnie taki, jakie jest nasze życie. Jeśli ktoś chce naklejać sobie na twarz sztuczny uśmiech i zmuszać się do radosnego przeżywania Adwentu tylko dlatego, że tak trzeba, że taka jest definicja Adwentu, to – powiedzmy sobie szczerze – sensu w tym wielkiego nie będzie.
Bo Bóg nie chce, żebyśmy w Adwencie stawali przed Nim jak aktorzy na deskach teatru, z maskami na twarzy. Tacy sztuczni, nienaturalni. Bóg chce nas zawsze – a wydaje się, że w czasie Adwentu szczególnie – widzieć jako prawdziwych i autentycznych. Z naszymi smutkami, trudnościami, żalami, grzechami, itp.
I chyba o to w całym tym Adwencie chodzi. Bo łatwo jest się cieszyć i radować, kiedy jest w życiu dobrze. Gorzej, kiedy wszystko się wali. Może więc chodzi o to, by Adwent był czasem nie tyle radości czy jej braku, ile bardziej czasem otwartości na to, co Pan Bóg nam daje i przez jakie życiowe ścieżki nas prowadzi.
Dlatego nie życzę Wam wcale radosnego Adwentu. On będzie dokładnie taki, jakie nasze życie jest na co dzień. Życzę Wam, by Adwent był dla nas wszystkich czasem szczerości i próbą stawania w prawdzie przed sobą i przed Bogiem. Niech będzie czasem zdejmowania masek i otwierania serca na Tego, Który już jest blisko.
Nawzajem i niech Bóg ojca błogosławi