By na nowo rozsmakować się w modlitwie…

Czy słowo ,,nauczycielu” wypowiedziane przez uczonych w Piśmie i faryzeuszów (Mt 12, 38-42) miało tę samą barwę i to samo znaczenie, co słowo ,,nauczycielu” wypowiadane przez uczniów? Oczywiście, że nie. Ci pierwsi nie uważali Jezusa za swojego nauczyciela. Określenia tego używali w sytuacjach, kiedy chcieli wystawić Go na jakąś próbę albo wręcz do czegoś sprowokować.

Dzisiejsze domaganie się cudu jest taką właśnie prowokacją z ich strony. Ważne jest to dopowiedzenie, bo być może ktoś, czytając ten fragment, obruszyłby się, że na jedną ich prośbę o znak Jezus odpowiada wyzwiskami (bo z całą pewnością określenie ,,plemię żmijowe” nie należało do komplementów). Żadnym argumentem na korzyść uczonych w Piśmie nie jest użyte tu przez nich słowo ,,nauczycielu.”

Ten fragment zachęca nas do postawienia sobie pytania o to, jak my – w naszych modlitwach czy rozmowach z innymi – nazywamy Jezusa. Komuś takie pytanie może wydać się drugorzędne, ale szczera odpowiedź może nam trochę pomóc. Być może czytasz teraz te słowa i uświadamiasz sobie, że też często mówisz do Jezusa ,,Nauczycielu.” A może używasz innych określeń? Może tak, jak pewnie większość dzieci Bożych, zwracasz się do Jezusa przez ,,per Pan.”

Jeśli tak jest, to absolutnie nie chcę powiedzieć, że to źle. Chcę jednak poddać ten temat pod refleksję. Nie od dziś przecież wiadomo, że słowo ,,pan” wprowadza pewien dystans, by nie powiedzieć, że czyni rozmowę sztywną i oficjalną. Proszę pana – mówimy zwykle do kogoś obcego, przypadkowego, do kogoś, z kim nie mamy bliższej relacji. Niech ta dzisiejsza Ewangelia będzie zachętą do ubogacenia naszej modlitwy. Może się to udać, jeśli czasem słowo ,,Panie” zastąpię innym, na przykład ,,Przyjacielu” czy ,,Bracie.” Być może zwracając się do Jezusa w ten sposób odkryję w naszej relacji coś dotąd nieodkrytego. Czasami naprawdę nie trzeba wielkich rzeczy, by na nowo rozsmakować się w modlitwie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.