A gdy się nachyliła…

To, co być może święty Jan zapisał w dzisiejszym fragmencie Ewangelii (J 20, 1.11-18) trochę mimochodem, może stać się punktem wyjścia dla naszych rozważań. Mam na myśli postawę patronki dnia dzisiejszego czyli Marii Magdaleny. Zarówno ten aspekt duchowy, jak i postawę fizyczną.

Maria stała przed grobem i płakała, a kiedy nachyliła się do grobu, ujrzała dwóch aniołów w bieli, siedzących tam, gdzie leżało ciało Jezusa. Maria Magdalena nachyliła się do grobu…

Kiedy piszę te słowa, myślę o bazylice Bożego Narodzenia w Betlejem. Nigdy tam nie byłem, ale wiem, że aby wejść do tej bazyliki też trzeba się pochylić. Wejście bowiem mierzy tylko nieco ponad półtora metra wysokości. Jest więc wystarczające, by próg świątyni przekroczyło dziecko. Człowiek dorosły musi się tam zatrzymać i pochylić. Te dwa miejsca – miejsce narodzenia i grób Jezusa – są dla nas bardzo jasną wskazówką. Są jakby klamrą i jednocześnie przypomnieniem, że nie da się zgłębiać swojej wiary bez zatrzymania się i pochylenia nad tymi najważniejszymi tajemnicami naszego życia.

Tym, co skutecznie to zatrzymanie się i pochylenie nam uniemożliwia, jest wszędobylski pośpiech i hałas. Nie od dziś uważam, że już dawno powinniśmy wpisać te dwa jakże szkodliwe zjawiska do znanego nam dobrze katalogu grzechów głównych. Dotąd mamy ich siedem, ale chyba nic nie stoi na przeszkodzie, by wydłużyć tę listę. Tym bardziej, że już od dawna te dwa wspomniane zjawiska stanowią naprawdę poważne zagrożenie dla naszego życia duchowego.

Kościół pewnie na taki ruch się nie zdecyduje, ale każdy z nas – w duchu odpowiedzialności za swój duchowy rozwój – powinien w rachunku sumienia stawiać sobie pytania o to, czy mój codzienny pośpiech, moje zabieganie i hałas nie są dla mnie przeszkodą w budowaniu mojej relacji z Jezusem. Te pytania trzeba sobie stawiać. I nie łudźmy się, bez zatrzymania się i pochylenia na tajemnicą obecności Jezusa w mojej codzienności moje życie duchowe nie postąpi do przodu ani o centymetr.