By nie zgubić tego, co najważniejsze…

Lubię te przedświąteczne dni. Przed Bożym Narodzeniem i przed Wielkanocą księża czują się potrzebni bardziej niż zwykle. Wiadomo, że to wszystko łączy się z większym wysiłkiem, a finalnie także z większym zmęczeniem, ale rzeczywiście czujemy się potrzebni.

Dla przykładu – mój wczorajszy dzień wyglądał tak:
Rano o 6.30 posługa na roratach. Bogu dzięki, przychodzi dość dużo ludzi i zawsze w kilku rozdajemy Komunię św. Potem szybkie śniadanie i wyjazd na miasto do mojego spowiednika. Nie może być przecież tak, że spowiadam na święta innych, a sam z brudnym sercem… No więc troszkę mi tam zeszło. Potem od razu na dworzec PKP, żeby kupić dla młodzieży bilety na Pijarskiego Sylwestra w Warszawie. Uwinąłem się z tym dość szybko, bo kolejki nie było. Za to pani w okienku bardzo miła.

Wróciłem przed jedenastą i już trzeba było iść do kościoła, bo obiecałem proboszczowi, że pospowiadam trochę dzieci głuchonieme. Zeszło mi na tych spowiedziach ponad godzinę. Przy okazji powtórzyłem sobie trochę mój migowy. Potem powrót do siebie, chwila na codzienną medytację i na przygotowanie wieczornego kazania. Szybki obiad i po trzynastej wyjście do szkoły. Tylko dwie lekcje, wiec już po piętnastej byłem w domu.

Znów chwila oddechu i brewiarz (my, księża, sięgamy po niego pięć razy dziennie), dokończenie kazania, sprawy bieżące związane z naszą Kapitułą Domową (Współbracia wybrali mnie na sekretarza, więc muszę przygotowywać całą tą kapitulną dokumentację). Potem kolejna część brewiarza. No i jeszcze ostatnie szlify kolejnego komentarza do Ewangelii dla jednej z gazet. Zmieścić w 2500 znaków to, co chce się ludziom przekazać, wcale nie jest takie proste. 

Ani się nie obejrzałem, a już dochodziła 17.30 i trzeba było iść do kościoła na adorację. Mamy taką wieczorną adorację z ludźmi codziennie. Punkt osiemnasta – Eucharystia z kazaniem, a potem jeszcze nowenna do Matki Boskiej Ostrobramskiej. Potem chwila przerwy. O 20.15 nieszpory ze Współbraćmi, a po nich kolejne obrady naszej domowej Kapituły. Przed 22.oo jeszcze nawiedzenie Najświętszego Sakramentu, rachunek sumienia i ostatnia część brewiarza. I tak mi upłynął wtorek.

Przez najbliższe dni ciągle jeszcze szkoła – do czwartku włącznie. Dojdzie jeszcze trochę spowiedzi, rozmów indywidualnych, kilka osób chorych też prosiło o spowiedź i o Komunię św., więc trzeba będzie pójść z Panem Jezusem do ich mieszkań. Powoli trzeba też pochylić się nad tekstami świątecznych Ewangelii, by przygotowywać na te dni jakieś sensowne homilie. Do tego ubieranie choinki w naszym refektarzu (zakonna stołówka). Rok temu też ubierałem i nawet ładnie wyszło. Poza tym jeszcze troszkę chodzenia po sklepach i odwiedziny z życzeniami kilku zaprzyjaźnionych adresów. No i jeszcze jedno – trzeba umyć okna. Bo jak są brudne, to łatwo przegapić pierwszą gwiazdkę 🙂 .

Solidaryzuję się więc z tymi wszystkimi osobami, które przed świętami czasem nie wiedzą, w co ręce włożyć. Niech jednak ta cała przedświąteczna krzątanina nie przysłoni nam tego, co najważniejsze.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.