Czy wiesz, co jesz?

 
Ojcze Piotrze – usłyszałem za sobą wchodząc w zeszłą niedzielę do zakrystii. Ojcze Piotrze, taka jestem zdenerwowana. Niech ojciec zobaczy, od kilkudziesięciu lat czytam to Pismo św. a wczoraj była u mnie sąsiadka i powiedziała mi, że to jest Biblia Świadków Jehowy. Tak się zdenerwowałam…

Pobieżnie rzuciłem okiem na ten egzemplarz Pisma. Rzeczywiście… nie nasze. Żeby jednak nasza parafianka nie zeszła w kościele na zawał serca, wziąłem ze sobą to Pismo i obiecałem, że w pokoju spokojnie je sobie przejrzę. Poprosiłem, żeby zgłosiła się po odbiór w następną niedzielę. Nie przyszła. Biblia leży do dziś i czeka na panią.

Biblia jest ostatnio obecna w moim życiu bardzo mocno. I to nie tylko dlatego, że staram się ją czytać. Jakiś czas temu dostałem od zaprzyjaźnionego instruktora nauki jazdy mały niebieski (bardzo poręczny) egzemplarz Nowego Testamentu. – Jacyś ludzie rozdawali to pod Pałacem Kultury w stolicy, więc wziąłem. Masz, tobie się przyda – powiedział Piotrek. Otworzyłem… Czytam: Międzynarodowy Związek Gedeonitów to organizacja chrześcijańska zrzeszająca…  Brzmiało dziwne.

Wziąłem więc tę Biblię i pokazałem księdzu profesorowi od biblistyki, pytając czy można z tego korzystać. On rzucił okiem, otworzył na pierwszym rozdziale Ewangelii wg św. Łukasza i przeczytał na głos: W szóstym miesiącu Bóg posłał anioła Gabriela do miasta w Galilei zwanego Nazaret, do panny poślubionej mężowi imieniem Józef, a pannie było na imię Maria. Gdy skończył czytać zapytał mnie czy coś zauważyłem. Oczywiście, fragment ten znam na pamięć – w Tysiąclatce (Biblia Tysiąclecia) Bóg posłał anioła do DZIEWICY, poślubionej mężowi imieniem Józef. W tajemniczej Biblii Dziewica była już tylko Panną.  A więc różnica jest zasadnicza.

O mały włos nie korzystałbym z protestanckiego wydania Biblii. Wiadomo, że protestantyzm odrzuca kult Matki Bożej. We wspomnianym przekładzie jest jeszcze kilka innych różnic. Np. zamiast słowa Kościół pojawia się zbór. Korzystanie z takiego wydania oczywiście grzechem nie jest. Tym bardziej, gdy czyni się to nieświadomie. Tak czy inaczej, warto wiedzieć, co się czyta.

Jeśli więc masz na półce jakieś Pismo św., co do którego nie jesteś pewien (a), najlepiej zobacz, czy ma ono imprimatur, nihil obstat czy choćby zapisek: Za zezwoleniem władzy duchownej. Jeśli ma, OK. Jeśli nie, podaruj sobie taką lekturę. Tysiąclatka naprawdę nie jest droga. 

2 komentarze do “Czy wiesz, co jesz?

  • 14 maja 2013 o 9:02 pm
    Permalink

    Fajnie Piotrze że poruszyłeś ten temat 🙂

    Ja też kilka razy spotkałem się z sytuacja że ktoś się mnie pytał czy to dobre Pismo Święte a nie bardzo wiedziałem jak to sprawdzić.

    A jeżeli się okaże że to nie jest nasze Pismo Święte tylko np. protestanckie lub inne, to co wtedy? Wyrzucić, spalić, czy co?

    Pozdrawiam Grzesiek 🙂

    Odpowiedz
  • 16 maja 2013 o 10:25 pm
    Permalink

    Moje Pismo Święte jest ze mną prawie 8 lat bez przerwy 🙂 Jest pokolorowane , popisane ale widać że jest używane 🙂

    Odpowiedz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.