Daj się skąpać Jezusowi…

 
Wakacje… Dla mnie – pewnie jak dla większości księży – to czas różnych wyjazdów, spotkań, kolonii, pielgrzymek. Byłem już w górach z ministrantami, na kielecczyźnie z Odnową w Duchu Świętym i nad morzem z dziećmi ze Wschodu. A wczoraj wróciłem z Warszawy. Tym razem mój służbowy wyjazd połączyłem z urlopem. Lubię stolicę. Bez mapy już mogę obejść całe centrum.

Ale tym razem nie tylko chodziłem. Czasem też siedziałem. Na przykład na parkanie pod Kolumną Zygmunta na Placu Zamkowym. Patrzyłem stamtąd na Stadion Narodowy. I na małą fontannę ustawioną przed Zamkiem Królewskim. Mini-fontannę, bo tak naprawdę był to tylko wąż ogrodowy ustawiony na statywie i podpięty do hydrantu. Siedziałem blisko i przyglądałem się ludziom, którzy w upalny czwartek przechodzili obok.

Jedni zdejmowali ubrania i półnadzy wchodzili w sam środek tego zimnego prysznica. Inni – jakby bojąc się zamoczyć – spacerowali na obrzeżach rosząc swoje nagrzane ciała tylko kilkoma kropelkami zimnej wody. Inni jeszcze zamaczali tylko swoje chusteczki i szli dalej.

Tak sobie siedziałem i patrzyłem. Kilka chwil wcześniej dostałem od Artura maila z zaproszeniem na Strumienie Miłosierdzia do Krakowa. Boże Miłosierdzie jest jak ta fontanna – pomyślałem. Rozlewa się wokół, ale zakosztują go tylko ci, którzy mają odwagę zbliżyć się do niego. Zrzucić z siebie ubranie (łachmany grzechu) i wejść w sam środek. Trzeba podejść blisko – innego wyjścia nie ma. Nie jak ci, którzy boją się pomoczyć i spacerują z daleka, ale jak ci, którzy wchodzą w sam środek. Ryzykują, że się pomoczą, ale o to przecież chodzi.

Woda z fontanny niczym Strumienia Bożego Miłosierdzia. Ot, takie porównanie…  Różnica jest tylko jedna. Wodę z fontanny w każdym momencie może zakręcić dozorca. Jezus kurka z Bożym Miłosierdziem nie zakręci nigdy.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.