Wrócę do mego Ojca i powiem: Ojcze, zgrzeszyłem – czyli o powrotach marnotrawnych synów i córek.

Przez ostatnie kilkanaście dni, kiedy z różnych powodów nie korzystałem z Internetu, na moją skrzynkę mailową i na bloga trafiło kilka pytań od Czytelników. Sukcesywnie zaczynam dziś na nie odpowiadać, a odpowiedzi – zgodnie z wcześniejszą zapowiedzią i za wiedzą pytających – zamieszczać tutaj. Oto pierwsze z takich pytań:

Jak przygotować się do spowiedzi? Jak ogarnąć 15 lat życia bez Boga? Co zrobić żeby z odwagą podejść do konfesjonału?

***

Bardzo dziękuję Ci za to pytanie. Mam świadomość tego, że nie jesteś jedyną osobą, która próbuje znaleźć odpowiedź za swoje wątpliwości w tej właśnie materii. A zatem, spróbujmy się zmierzyć z Twoimi wątpliwościami.

Po pierwsze – na pewno warto zacząć od wielkiego dziękczynienia Panu Bogu. Za co? Za to, że Twoje serce – po 15 latach omijania konfesjonału – jeszcze nie stało się twarde jak skała i zimne jak lód. Za to, że nie skostniało, a Twoje sumienie jeszcze coś Ci wyrzuca i za czymś tęskni. To jest wielki powód do dziękowania Bogu i do – choć może zabrzmi to dziwnie – do radości. Chcesz coś zmienić. Szukasz, pytasz, tęsknisz… Czy to nie jest ta sama droga, którą przeszło wielu dzisiejszych świętych? A zatem nie przestawaj dziękować Bogu za tę tęsknotę, którą masz w sercu. Za tęsknotę za Nim…

Ty chcesz… Pierwszy i najważniejszy krok masz już za sobą. Twoje CHCENIE. Teraz trzeba sobie uświadomić coś jeszcze bardziej pięknego –  JEZUS TEŻ CHCE. ON TĘSKNI I CZEKA. Czeka na Ciebie. Czeka aż przyjdziesz. Wyciąga rękę, zaprasza, wypatruje… Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy jesteście utrudzeni i obciążeni – woła. A więc woła i zaprasza również Ciebie. Niech to Jego oczekiwanie będzie dla Ciebie przynagleniem i zachętą do skorzystania z  sakramentu Jego Miłości.

Kolejny krok to modlitwa do Ducha Świętego. Modlitwa o światło. O umiejętność stanięcia w prawdzie przed sobą i przed Bogiem. Po takiej szczerej i ufnej modlitwie na pewno będzie łatwiej zrobić rachunek sumienia. Można wtedy sięgnąć po przygotowane przez doświadczonych spowiedników teksty pomocne w rachunkach sumienia. Jakieś broszurki z pytaniami. Coś, co będzie dla Ciebie swego rodzaju przewodnikiem i pomoże nazwać rzeczy po imieniu. Coś, co rzuci światło na Twoje życie, co otworzy oczy na codzienność.

Na pewno jednak nie wolno zatrzymywać się tylko na tych pytaniach z kartki. Tak naprawdę sama najlepiej wiesz, jakie grzechy pojawiły się w Twoim życiu. Sama wiesz najlepiej, co sprawiło, że zamknęłaś się na Boga, na Jego łaskę, na Miłosierdzie. Trzeba to wszystko spróbować nazwać, jakoś to zwerbalizować, postawić diagnozę. Wypowiedzenie tego, co w nas siedzi, zawsze rodzi w człowieku wielki pokój. A świadomość Bożego przebaczenia budzi prawdziwą radość w sercu.

Zachęcam Cię do tego, by tę spowiedź po tak wielu latach odbyć w formie rozmowy z kapłanem. Spowiedzi – rozmowy a nie spowiedzi – wyliczanki. Dlatego osobiście nie zachęcam do spowiadania się w kościele w niedzielę, w czasie Mszy św., gdy inni ludzie w kolejce za nami patrzą na zegarek i się denerwują. Niech Twoja spowiedź będzie inna. Spokojna, nieograniczona czasem Twoim i kapłana. Niech to będzie spokojna rozmowa, w której spowiednik również będzie otwierał Twoje oczy na pewne sprawy. To nie może być szybkie wyliczenie grzechów. Pośpiech nigdy nie jest dobry, a już na pewno nie przy spowiedzi. W normalnej rozmowie łatwiej ogarnąć tak długi okres czasu.

Myślę, że nie będzie problemów ze znalezieniem spowiednika, który znajdzie czas, by pogadać. Są w miastach stałe konfesjonały, zwykle w niektórych godzinach nie ma przy nich długich kolejek. Niech to będzie taki czas dla Ciebie i dla Jezusa. Ale proszę o jedno – już dziś zacznij się modlić za kapłana, którym posłuży się Jezus w przemienianiu Twojego życia. To ważne, by kapłan pomógł a nie zraził. By był otwarty na porywy Ducha Świętego. Stąd potrzeba modlitwy za niego.

Na dwie rzeczy chcę jeszcze zwrócić Twoją uwagę. Po pierwsze na wstyd… To takie ludzkie, wstydzić się wyznawać swoje grzechy. A tymczasem taktyka szatana jest taka – zabiera nam wstyd, gdy grzeszymy, oddaje go, gdy chcemy się spowiadać. Nie wpadnij w tę szatańską zasadzkę. Wstyd jest darem od Pana Boga i nie może nam przeszkadzać w zbliżaniu się do Niego. Jeśli się wstydzisz swoich grzechów, to chwała Panu. Jeśli się wstydzisz wyznać je na spowiedzi – to też dobrze. Nie idziesz przecież do spowiedzi po to, by się chwalić. Tam musi być wstyd. Ale ten wstyd nie może Cię przed spowiedzią blokować. Nie może opóźniać przystąpienia do tego sakramentu. Wstydź się, ale zrealizuj pragnienie pojednania się z Bogiem.

I druga rzecz – szatan działa także w ten sposób, że często podważa sensowność i ważność odbytej już spowiedzi św. Kiedy już się wyspowiadasz, wypowiesz to, co siedzi od lat w Twoim sercu, kiedy otrzymasz rozgrzeszenie, wówczas na pewno pojawią się pytania typu: Czy ja wszystko powiedziałam? Czy ksiądz to dobrze zrozumiał? Czy rzeczywiście Bóg mi przebaczył? Czy niczego nie zapomniałam? Itp. Wówczas – jeżeli spowiedź była szczera i nie zataiłaś żadnego grzechu (zapomnieć możesz, zataić nie) – nie ma powodu do niepokoju. Takie pytania (pojawią się one na pewno) należy wówczas oddać Panu Bogu i nie roztrząsać ich. Przy kolejnym rachunku sumienia warto jednak do nich powrócić i – jeśli sumienie coś będzie nadal wyrzucało – wyznać to na spowiedzi.

Przed Tobą niełatwe zadanie. Ale trzeba sobie jasno powiedzieć – przed Tobą również piękna wizja powrotu do Ojca. Im szybciej rozpoczniesz ten proces powracania, tym lepiej dla Ciebie. Im szybciej usłyszysz w konfesjonale słowa rozgrzeszenia, tym szybciej radość i pokój zagoszczą w Twoim sercu. I tego bardzo szczerze Ci życzę. Wspieram moją modlitwą i błogosławię. o. Piotr SchP

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.