Ewangelia rzeczywiście dzieje się na naszych oczach…

Wczorajsza Ewangelia rzuca na kolana. Pewnie, że można się po niej tylko prześlizgnąć, przeczytać bezrefleksyjnie, po przysłowiowych łepkach. Każdy jednak, kto chce być albo już czuje się człowiekiem wierzącym, powinien w ten tekst wgryźć się jak najgłębiej.

Jezus składa wierzącym (wcale nie tylko Apostołom!!!) niesamowitą obietnicę. Tym, którzy uwierzą – mówi Jezus – znaki towarzyszyć będą. I wymienia: ,,W imię moje złe duchy będą wyrzucać, nowymi językami mówić będą; węże brać będą do rąk, i jeśliby co zatrutego wypili, nie będzie im szkodzić. Na chorych ręce kłaść będą, i ci odzyskają zdrowie.”
reeeecer
Nie mogę nie zadać tutaj pytania o to, jakie znaki towarzyszą Twojej wierze? Nie chodzi tutaj o to, by koncentrować się tylko na znakach przywołanych przez Jezusa. Może w Twoim życiu Bóg działa inaczej? Może dzięki Twojej wierze robi właśnie coś, czego Ty jeszcze nie dostrzegasz? Może poprzez Twoją wiarę działa w życiu kogoś z Twoich bliskich?

Dużo tych ,,może”, ale one są po to, byśmy wszyscy rozejrzeli się wokół siebie. Byśmy dostrzegli prawdę o tym, że w Jego ręku jesteśmy tylko posłusznym (lub nieposłusznym, ale zawsze tylko) narzędziem.

Jeśli rzeczywiście wierzysz, On będzie działał. Już działa. A Twoja i moja wiara jest dla Niego jak pas transmisyjny, który jest w stanie poruszyć największą nawet maszynę.

sakramentCzytam ten fragment Ewangelii. Zdaje się, że dotyczy on tylko kapłanów. To jednak złudzenie. Jezus wyraźnie mówi o ludziach, którzy wierzą.  Ja wierzę – co do tego nie mam wątpliwości. Czy w mojej kapłańskiej posłudze widzę znaki? Oczywiście, jest ich bardzo wiele. Tutaj podzielę się jednym z pierwszych znaków mojego kapłaństwa.

Miałem wtedy dokładnie pięć tygodni stażu kapłańskiego, dopiero stawiałem swoje pierwsze kroki przy ołtarzu. Trafiłem na Wieczystą. W tamtych dniach zaczynałem też swoją posługę w znajdującym się na terenie parafii Ośrodku dla Osób Niepełnosprawnych Intelektualnie, w którym kapelanem jestem do dziś.

Po raz drugi, może trzeci poszedłem tam, by spotkać się z chorymi, odprawić Mszę św., porozmawiać. Kiedy przechodziłem korytarzenamaszczeniem, czekała już na mnie pewna pani. Jak się później okazało, mama jednej z mieszkanek ośrodka.

Małgosia jest chora, niech ksiądz udzieli jej namaszczenia – poprosiła. Wszedłem do pokoju Małgosi. 

Rzeczywiście, chora nie wyglądała dobrze. Blisko trzydziestoletnia dziewczyna siedziała nieruchomo na swoim wózku, nie było z nią żadnego kontaktu. Cała blada, oddech bardzo nieregularny i bardzo ciężki. Chyba wszyscy, a ja na pewno, mieliśmy wówczas przekonanie, że dziewczyna odchodzi.

Wyjąłem z bursy święte oleje i po raz pierwszy w moim kapłańskim życiu wypowiedziałem modlitwę towarzyszącą sakramentowi namaszczenia chorych. Położyłem ręce na głowie Gośki, a potem palcem zanurzonym w olejach uczyniłem znak krzyża na czole i na dłoniach, wypowiadając przy tym sakramentalne słowa.

Pierwszy raz w życiu udzieliłem tego sakramentu i choć uczyniłem to z wiarą, gdzieś podświadomie przygotowywałem się na najgorsze. Gośka odchodziła na moich oczach.

Po spotkaniu z chorymi wróciłem do siebie. Przeżywałem bardzo to, co się stało. Modliłem się… I – choć głupio to zabrzmi – przygotowywałem się na telefon z informacją o najgorszym. Telefonu jednak nie było.

Było za to ogromne zdziwienie, kiedy po pięciu dniach znów odwiedziłem ośrodek. Zaraz po przekroczeniu progu zobaczyłem… Gośkę. Siedziała na swoim wózku, w ręku miała jakiegoś miśka, uśmiechała się cała rumiana. Podszedłem do niej i zrobiłem znak krzyża na czole. Dla mnie to był cud. Ewangeliczny znak.
,,Na chorych ręce kłaść będą, i ci odzyskają zdrowie.”

Gośka mieszka w ośrodku do dziś. Jest na tyle silna, że nie potrzebuje już wózka, chodzi o własnych siłach. I choć choroba nadal stale jej towarzyszy, to jednak nie odebrała jej uśmiechu.

Do dzisiaj dziękuję Panu Bogu za to doświadczenie. Za to, że w pierwszych dniach mojego kapłaństwa dał mi zakosztować takiego znaku. Być może właśnie dlatego łatwiej uwierzyć mi w słowa wczorajszej Ewangelii. Łatwiej, bo kiedyś sam to już przerabiałem.  Chwała Panu…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.