Gdzieś w leśnej gęstwinie…

Wczoraj po obiedzie wyjechałem z Krakowa. Jestem z harcerzami w lesie, pod namiotami. Kiedy prawie rok temu drużynowy znów (to mój trzeci już obóz) zapytał o to, czy mogę i chcę z nimi w tym roku pojechać, na wiadomość, że wyjazd jest początkiem lipca, trochę się zmartwiłem. Chciałem, ale miałem już na ten czas trochę inne plany. W ostateczności jednak własne plany zmieniłem i dziś jestem tu, gdzie jestem.

I tak sobie myślę, że nieźle to wszystko Pan Jezus zorganizował. Jestem w lesie w czasie, kiedy nasza Ojczyzna przeżywa niezwykłe chwile. Kiedy na naszych oczach toczy się niesamowita walka polityczna, która już niebawem zadecyduje o tym, jak będzie wyglądała nasza Polska. Zawsze mnie to bardzo interesowało.

I właśnie w takim czasie siedzę sobie teraz w lesie, bez prądu, bez laptopa. Nie obejrzę zapowiadanej debaty, nie będę się denerwował czytając bzdurne teksty, nie będę oglądał sondaży, nie poróżnię się z inaczej myślącymi w facebookowych rozmowach. Nieźle to wszystko Jezus poukładał. Nie ma co…

Pozdrawiam Was zatem. Ten tekst pisałem wczoraj i wczoraj go tu zamieściłem, choć ukazał się dopiero z dzisiejszą datą. Gdy będziecie czytać te słowa, ja będę już gdzieś w leśnej gęstwie pod Radomiem. Pewnie będę właśnie zajadał się ugotowanym przez chłopców ,,obiadem.” A może gdzieś na trawie, oparty o pień drzewa, będę przekładał między palcami paciorki różańca. Bo jak nie ma Internetu to można znaleźć czas naprawdę na wszystko.

Jak tylko wrócę do Krakowa, opowiem Wam o tym, jak było. A tymczasem proszę o modlitwę. Tej modlitewnej asekuracji nigdy dość. Pozdrawiam 😉

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.