Ja robię za osiołka…

Lubię pierwsze piątki miesiąca. Choć nie ukrywam, że są to dni, po których zwyczajnie jestem zmęczony. Dziś jest bardzo podobnie.

Najpierw kawałek brewiarza, poranna Msza św. i spowiadanie. Potem szybkie śniadanko i wymarsz z Panem Jezusem do naszych chorych. Mój rejon to tylko dwie ulice, ale za to w tzw. starym budownictwie, gdzie ludzie wprowadzali się jeszcze w latach siedemdziesiątych. Łatwo więc sobie obliczyć, że dziś mieszkają tam staruszkowie. To tłumaczy, dlaczego na liście chorych mam obecnie 24 osoby.

Chodzimy sobie od bloku do bloku, od mieszkania do mieszkania. I obaj z Panem Jezusem mamy jedno wspólne poczucie: ludzie czekają. Oczywiście, najpierw czekają na Niego. On tu najważniejszy. Ja robię tylko za osiołka, który pomaga Jezusowi dostać się do kolejnych mieszkań. Choć prawda jest taka, że też mam w tym naszym wspólnym pielgrzymowaniu coś do zrobienia. Poza posługą ucha (spowiedzią), namaszczeniem i Komunią św. ludzie czekają też na zwyczajną rozmowę. Już wiedzą, że nie skuszę się na żadną herbatkę, ale na rozmowę jak najbardziej liczą.

W dobie pandemii wielu chorych wpuszcza do swojego mieszkania tylko dwie osoby: lekarza i księdza. To dwie osoby, z którymi mogą zwyczajnie – twarzą w twarz – spotkać się i porozmawiać. Sami często już nigdzie nie wychodzą. A swoją drogą: mam pytanie do architektów i innych mądrych głów, którzy przed laty stawiali te bloki: Dlaczego nikt wtedy nie przewidział, że kiedyś ci nowi, młodzi najemcy będą starzy i schorowani, a co za tym idzie, będą potrzebowali windy? Mnóstwo ludzi starszych uwięzionych jest dziś w swoich mieszkaniach tylko dlatego, że zejście z trzeciego czy czwartego piętra jest ponad ich siły. Ci ludzie w większości kiedyś sami przychodzili do Pana Jezusa. Teraz Pan Jezus przychodzi do nich.

Po kilku godzinach spędzonych w terenie wracamy do klasztoru. Bogatsi o wiele nowych spotkań i opowieści. Głównie o ludzkich słabościach, trudnościach i chorobach. Takie życie…

Potem obiad, chwila przerwy m.in. na brewiarz i znów spowiadanie. To grafikowe, wyznaczone wcześniej przez proboszcza i to poza grafikiem, kiedy ktoś prosi o spowiedź w innych godzinach, bo np. odprawia pierwsze piątki miesiąca, ale pracuje do późna i nie ma możliwości skorzystania wcześniej. Trzeba być dyspozycyjnym i wyrozumiałym. Kapłaństwo to służba.

Naprawdę lubię pierwsze piątki miesiąca. Choć w te dni wieczorem zmęczenie daje się we znaki, kładę się zawsze z poczuciem dobrze spełnionej misji. I często dziękuję Jezusowi za to, że człowiek w takich momentach czuje się zwyczajnie potrzebny. Potrzebny jako człowiek i jako kapłan. W kapłańskiej posłudze poczucie, że jest się potrzebnym, jest niezwykle ważne. I motywuje. Bo nie ma nic piękniejszego i ważniejszego, jak dawanie ludziom Jezusa. Myślę, że kiedyś – po tamtej stronie życia – zrozumiemy to wszystko dużo bardziej, niż tu i teraz.

Dobrej nocy…

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.