Już prawie wakacyjnie…

Pod koniec drugiego wieku nieznany autor chrześcijański, a do tego apologeta (czyli obrońca chrześcijańskiej wiary), pisał do bliżej nieznanego nam Diogeneta:

,,Chrześcijanie nie różnią się od innych ludzi ani miejscem zamieszkania, ani językiem, ani strojem. Nie mają bowiem własnych miast, nie posługują się jakimś niezwykłym dialektem, ich sposób życia nie odznacza się niczym szczególnym.”

japonkiW ten oto sposób jakiś nieznany pisarz przedstawiał Diogenetowi ludzi wierzących. Przypomniały mi się te słowa, kiedy dziś rano – siedząc w konfesjonale – oglądałem w kościele prawdziwą rewię mody. To prawda… było ciepło, było bardzo ciepło. Ale czy chrześcijan – trochę na przekór temu, co pisze apologeta – nie powinien wyróżniać się w kościele swoim strojem? Dziś widziałem na Mszach św., osoby w bardzo krótkich spodenkach, niektórzy przyszli w tzw. japonkach. Jak na plażę… Kościół, plaża… co za różnica? – powie niejeden. – Ważne, że w ogóle byłem na Mszy.

Gdzie jak gdzie, ale w kościele chrześcijanin powinien wyróżniać się strojem. I wcale nie myślę tutaj o czarnych butach i eleganckich garniturach. Myślę bardziej o tzw. dobrym smaku. Kościół przecież nie jest najlepszym miejscem na paradowanie w japonkach.