Kimże ja jestem…?

Chyba dla każdego księdza pierwszy piątek miesiąca oznacza jedno – więcej niż zwykle kapłańskiej posługi. I dobrze, bo człowiek czuje, że jest potrzebny. Że ktoś na niego czeka. I to od samego rana. W każdy pierwszy piątek miesiąca, zaraz po porannej Mszy św., wsiadam z Panem Jezusem do naszej babci – skody i przemierzamy  wspólnie osiedlowe uliczki. Przez kilka godzin jestem szoferem Pana Jezusa i chyba tylko On – jako jedyny – nie boi się ze mną jeździć. Osiedlowe uliczki znam dobrze, jeżdżę tam już od września. I tych ludzi, którzy od rana wypatrują księdza przez okno też znam już dobrze. Niektóre historie z ich życia słyszałem już po kilka razy. Wiem już, kto z kim mieszka, gdzie pracuje, ile zarabia i dlaczego tak mało…

Lubię robić za mikrofon. A ludzie starsi lubią mówić, mówić, mówić. Tak naprawdę to jedna z niewielu przyjemności, jakie im w życiu pozostały. Każda osoba to osobna historia. A na mojej liście takich osób jest dziewiętnaście.

Ludzie starsi mają coś, czego często nie spotyka się u młodych – mają poczucie sacrum. Odwiedzam pewną panią, która mimo, iż nie może chodzić, za każdym razem, gdy z Panem Jezusem wchodzę do jej pokoju, klęka na dwa kolana. Ktoś inny całuje po rękach, ktoś inny dziękuję za posługę, wspiera modlitwą. Warto być kapłanem choćby dla takich chwil. Warto być kapłanem choćby dla jednej tylko odprawionej w życiu Eucharystii, choćby dla jednej tylko wysłuchanej spowiedzi. Warto…

Kimże ja jestem, o Panie Boże, że doprowadziłeś mnie aż dotąd? (2 Sm 7, 18)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.