Ku pełni szczęścia…
Piszę właśnie program dnia skupienia, jaki mam zamiar w najbliższą sobotę poprowadzić dla młodych z klas ósmych SP, którzy w październiku rozpoczęli w naszej parafii swoją formację przed przyjęciem bierzmowania. Pewnie się domyślacie, że grupa (+/- sześćdziesiąt osób) jest bardzo zróżnicowana. Pod każdym względem. Także pod względem dotychczasowej formacji chrześcijańskiej.
Są tacy, którzy praktykują i regularnie korzystają z sakramentów. Są jednak i tacy, którzy mówią, że nie trzeba na Boże Narodzenie iść do spowiedzi, bo przecież przykazanie nakazuje spowiadanie się raz w roku. I to akurat nie na Boże Narodzenie, ale na Wielkanoc 🙂 . Myślenie trochę nie fajne – przyznacie sami – ale i w takich sytuacjach zawsze można się ucieszyć, że chociaż młodzi znają przykazania kościelne. Szczególnie te, które akurat znać im się opłaca.
Spacerując kiedyś po Wrocławiu – przy jednym z kościelnych budynków – natknąłem się na drzwi bez klamki. Zrobiłem zdjęcie. To zdjęcie doskonale oddaje to, jak może wyglądać nasza relacja z Jezusem. On może stać przed drzwiami naszego serca i może pukać w nieskończoność. Ale jeśli ja od środka Mu nie otworzę, to nigdy się nie spotkamy. Bo od zewnątrz klamki nie ma.
I właśnie o tym otwieraniu Jezusowi serca od środka mówię młodym przy każdej okazji: na katechezie, na spotkaniach formacyjnych, w konfesjonale, itp. Bo Jezus jest dżentelmenem i nie pcha się na siłę tam, gdzie Go nie chcą. Cała filozofia w tym, byśmy uwierzyli, że On przychodzi nie po to, by nam coś zabrać, ale po to, by dać nam wszystko, czego potrzebujemy do pełni szczęścia. Już tu – na ziemi, i kiedyś tam – w wieczności.