Łatwo jest rozmienić się na drobne…

Ewangelia wg św. Jana 2,13-22

Zbliżała się pora Paschy żydowskiej i Jezus przybył do Jerozolimy. W świątyni zastał siedzących za stołami bankierów oraz tych, którzy sprzedawali woły, baranki i gołębie. Wówczas, sporządziwszy sobie bicz ze sznurów, powypędzał wszystkich ze świątyni, także baranki i woły, porozrzucał monety bankierów, a stoły powywracał. Do tych zaś, którzy sprzedawali gołębie, rzekł: «Zabierzcie to stąd i z domu mego Ojca nie róbcie targowiska!» Uczniowie Jego przypomnieli sobie, że napisano: «Gorliwość o dom Twój pochłonie Mnie». W odpowiedzi zaś na to Żydzi rzekli do Niego: «Jakim znakiem wykażesz się wobec nas, skoro takie rzeczy czynisz?» Jezus dał im taką odpowiedź: «Zburzcie tę świątynię, a Ja w trzech dniach wzniosę ją na nowo». Powiedzieli do Niego Żydzi: «Czterdzieści sześć lat budowano tę świątynię, a Ty ją wzniesiesz w przeciągu trzech dni?» On zaś mówił o świątyni swego ciała. Gdy zmartwychwstał, przypomnieli sobie uczniowie Jego, że to powiedział, i uwierzyli Pismu i słowu, które wyrzekł Jezus.

Kościół można traktować jak targowisko lub jak muzeum. Można wchodzić do środka, spacerować, oglądać, robić zdjęcia, komentować, żuć gumę… Można. Nie wierzycie? Zapraszam kiedyś do kościoła mariackiego w Krakowie, a przekonacie się, że tak właśnie się dzieje. I to nawet wtedy, kiedy obok głównego wejścia ustawiona jest do adoracji monstrancja z Najświętszym Sakramentem. Ale to jeszcze nic… Turyści rządzą się przecież swoimi prawami.

Osobiście znam człowieka, który pluje na Kościół najgorszym jadem i już lata temu dokonał aktu apostazji, a – jako miejski przewodnik – kilka razy dziennie odwiedza ważniejsze kościoły naszego miasta, by oprowadzać po nich turystów, opowiadać i inkasować za to całkiem nie małe pieniądze. Tak, taki profanus pospolitus. Okazuje się, że nawet będąc profanem można na kościele całkiem nieźle zarobić.

Smutne, wiem…

Wszyscy musimy w sobie na nowo ożywiać wrażliwość sakralną. Ciągle trzeba uświadamiać sobie, że kościół to nie jest miejsce, w którym można sobie na wszystko pozwolić. Niestety, wielu o tym zapomina. Także – o zgrozo – wielu kapłanów.

Mariacki w Krakowie nie jest jakimś wyjątkiem. Takich kościołów, w których aż się prosi, żeby Pan Jezus wyszedł z tabernakulum, wziął bicz i zrobił porządek, jest o wiele więcej. Nie tylko w mieście Kraka.

Żeby mariacki nie poczuł się samotnie, można przywołać tu jeszcze dla przykładu te kościoły, w których odbywają się np. występy zespołów gospel: klaskanie, tupanie, skakanie (tak, wiem, wiem, ten rodzaj muzyki też wychwala Pana Boga, ble ble, ble…), czy ten piękny kościół na krakowskim Kazimierzu, w którym – tuż pod łaskami słynącą figurą św. Rity – co jakiś czas odbywają się… próby orkiestr przed występami. Bo – i to trzeba przyznać – w kościele akustyka jest wyśmienita.

Oczywiście, zawsze trzeba zaczynać od siebie. Niech więc ten tekst o sakralnych nadużyciach będzie pretekstem do zadania sobie pytania o to, czy świątynia jest wciąż dla mnie miejscem świętym. Czy nie rozmieniłem tej świętości na drobne i czy nie pozwoliłem, by miejsce modlitwy i skupienia stało się… targowiskiem.