Mamy od kogo się uczyć – Trzej Wielcy Błogosławieni…

 
Dziś znów zostajemy w temacie kapłaństwa. Po zamieszczonej poniżej refleksji o początkach mojego zakonnego powołania, chcę dziś napisać o trzech – szczególnie dla mnie ważnych – Osobach. O Osobach, których nigdy sam nie spotkałem (z różnych względów), ale które są mi bliskie, przez to jak żyły i co robiły. Wszystkie trzy Osoby wspominamy właśnie dziś. Choć każdą na inny sposób i z innego powodu.

Pierwsza w tych Osób to oczywiście Jan Paweł II. Dzisiaj przypada kolejna rocznica Jego wyboru na Stolicę Piotrową.
Za młody jestem, by pamiętać tamte historyczne wydarzenia, ale zawsze z wielką uwagą słucham opowiadań tych, który dzień 16 października 1978 r. dobrze pamiętają.

Druga ważna dla mnie Osoba to bł. Piotr Casani. Kapłan – pijar, który patronuje naszemu pijarskiemu seminarium w Krakowie. Mieszkając tam, rozczytywałem się w książka o tym błogosławionym. Choć nie od razu wstąpił do naszego Zakonu, to jednak kiedy to już się stało, pozostał do końca życia wierny naszemu zakonnemu charyzmatowi i samemu Założycielowi.

Casani – jako przysłowiowa prawa ręka Kalasancjusza – zakładał wiele nowych domów. W 1638 r. przybył na Morawy. Tu spotyka pierwszego Polaka, który niedługo potem staje się pijarem – o. Kazimierza Bogatko. Jesienią 1640 r. o. Casani – na polecenie Kalasancjusza – przybywa do Krakowa. Jednak z powodu ciężkiej choroby szybko musi powrócić do Rzymu.  I właśnie tam – w domu, gdzie dziś mieści się nasza Kuria Generalna – umiera  17 X 1647 r. W pamięci pijarów żyje jednak do dziś.

I jeszcze trzecia niezwykła postać. Trzeci błogosławiony.
Ks. Jerzy Popiełuszko. Właśnie dziś mija dokładnie 47 lat od dnia, w którym ten kapłan męczennik przyjął strój kapłański.
16 października 1966 r. przeżywał swoje obłóczyny.
Może nie pisałbym dzisiaj o tym, gdybym nie był osobiście w warszawskim kościele na Żoliborzu i gdybym nie widział na własne oczy wspomnianej sutanny. Dziś w żoliborskim kościele owa relikwia po księdzu Jerzym wystawiona jest na widok publiczny.

Ktoś może powie: Przecież to tylko sutanna. Może i tak, ale przecież były czasy, kiedy za sutannę czy różaniec na palcu ludzie oddawali życie.
Ks. Jerzy też je oddał.

Choć mojemu kapłańskiemu i zakonnemu powołaniu w sposób szczególny patronuje św. Józef Oblubieniec, to jednak trzej wymienieni wyżej błogosławieni również są mi bardzo bliscy. Od każdego z nich mogę się czegoś uczyć. Każdy z nich coś wnosi w moje kapłańskie i zakonne życie. Do każdego z nich się modlę i mam głębokie przekonanie, że każdy z nich na swój sposób jakoś mnie prowadzi.

Fakt, że wszystkich trzech – choć z różnych powodów – wspominamy właśnie dzisiaj, też nie jest przypadkowy.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.