Miałem szczęście poznać tego Kapłana…

Zdarzyło Wam się kiedyś narzekać dlatego, że trzeba rano wstać z łóżka? Zdarzyło Wam się kiedyś marudzić na zmęczenie albo przejściowy ból głowy? Albo z jakiegoś jeszcze innego powodu?

Jeśli tak, to koniecznie musicie przeczytać pewną książkę. Książkę o niezwykłym kapłanie. Miałem okazje poznać go osobiście w listopadzie 2015 roku, kiedy w jezuickim domu zakonnym w Falenicy k. Warszawy przeżywałem swoje kapłańskie rekolekcje. Ojciec J. Augustyn, który te rekolekcje prowadził, celebrował Mszę św. wraz z nami, kapłanami przeżywającymi swoje skupienie. Ale przy ołtarzu był jeszcze jeden kapłan – mieszkający tam o. Jerzy Zakrzewski SJ.

Siedział na wózku. Bez jednej nogi. Mówił kazanie, ale nie był w stanie nawet mikrofonu sobie przytrzymać. Przemieniał chleb w Ciało, a wodę i wino w Krew, ale nie mógł po Nie wyciągnąć swojej ręki. Patrzył na nas, a my nawet nie wiedzieliśmy, że widzi nas tylko jednym okiem. Przez ponad trzydzieści lat – na skutek stwardnienia rozsianego i pooperacyjnych powikłań – uwięziony w nieruchomym ciele. Nawet palcem nie mógł poruszać. Nawet nosa nie mógł sobie wytrzeć.

Kiedy wyjechaliśmy po zakończonych rekolekcjach, o. Józef pozostał jeszcze w Falenicy, by przeprowadzić wywiad z o. Jerzym. Zdążył… Ojciec Zakrzewski umarł kilka miesięcy później – dokładnie w Święto Bożego Miłosierdzia. Książka – jeszcze cieplutka – trafiła już na księgarniane półki. To właśnie tam można przeczytać m. in.: ,,Nie chciałbym, by mnie źle zrozumiano, ale siedzenie na wózku bez możliwości poruszenia ręką, nogą czy choćby jednym palcem to pewien rodzaj ukrzyżowania, niewidoczny dla oka, ale jednak. Jesteś, żyjesz, oddychasz, ale nic sam nie możesz. Jak Chrystus na krzyżu, który nie mógł poruszyć żadną z kończyn. Obok mnie może stać jedzenie i picie, a ja umrę z głodu albo pragnienia, jeśli ktoś mi nie usłuży.”

Dobrze pamiętam to Jego rekolekcyjne kazanie. Wszyscy (a było nas tam ponad czterdziestu księży) słuchaliśmy Go wtedy w wyjątkowym skupieniu. Bo On – choć od trzydziestu lat sam siedział na wózku – mówił nam o radości kapłaństwa. O tym, co to znaczy zjednoczyć się z Jezusem w Jego trudach i cierpieniach. Dziś mogę powiedzieć, że było to najpiękniejsze kazanie, jakie kiedykolwiek słyszałem. Najpiękniejsze, bo okupione cierpieniem i wypowiedziane ustami kogoś, komu przez ponad trzydzieści lat tylko mówienie pozostało. Poza ruszaniem ustami nie mógł samodzielnie zrobić niczego innego.

Jeśli więc zdarza Ci się (a komu się nie zdarza?) narzekać czasem na to, że trudno, że źle, że ciężko – sięgnij po wywiad z o. Jerzym. ,,Zawsze kochałem życie” to książka, która na pewno rzuci nowe światło na największe nawet życiowe trudności.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.