Mój przyjaciel bez cienia…
Dziś przypada liturgiczne wspomnienie naszych Świętych Aniołów Stróżów. Chyba coraz więcej osób uświadamia sobie ich istnienie i ma osobiste nabożeństwo do tych niebieskich duchów.
Ja mogę powiedzieć, że już od lat mam taką świadomość, że przez życie nie idę sam; że jest blisko Ktoś, kto jest moim osobisty łącznikiem (nie pośrednikiem, bo Pośrednik jest tylko jeden – Jezus) między ziemią a niebem.
Jest taki jeden moment we Mszy św., kiedy bardzo mocno uświadamiam sobie prawdę o świętych obcowaniu i o tym, że aniołowie są pośród nas i towarzyszą nam w naszej modlitwie. Ten moment to słowa kończące prefację: ,,Dlatego z Aniołami i Archaniołami i z wszystkimi chórami niebios głosimy Twoją chwałę, razem z nimi wołając…”
Wow… Razem z Aniołami głosimy chwałę Boga. Czy to nie jest niesamowite?
Katechizm Kościoła Katolickiego w 336 punkcie mówi nam: ,,Każdy wierny ma u swego boku anioła jako opiekuna i stróża, by prowadził go do życia.” Można powiedzieć, że prowadzi go nie tylko do życia (wiecznego), ale także przez życie. To życie ziemskie; często tak trudne i pogmatwane.
Szczęśliwy jest ten, kto ma osobistą relację ze swoim Aniołem Stróżem. Kto wierzy w jego istnienie, kto potrafi z nim rozmawiać. Ktoś taki może nie tylko nie czuć się w swoim życiu samotnym, ale nadto może mieć przekonanie, że ma po swojej stronie potężnego obrońcę. Kogoś, z kim na pewno warto się zaprzyjaźnić.
Na koniec słowa, które zawsze jakoś mocno do mnie przemawiają. Słowa św. Jana Marii Vianneya:
,,Gdybym spotkał kapłana w towarzystwie anioła, to najpierw pozdrowiłbym kapłana. Anioł jest wprawdzie przyjacielem Boga,
lecz tylko kapłan Boga reprezentuje.”