Może i dobrze się stało… – Łk 9,51-56

Może i dobrze się stało, że Łukasz nie zapisał w swojej Ewangelii nazwy tej nieżyczliwej Jezusowi miejscowości. Gdyby zrobił inaczej, nazwa ta przeszłaby pewnie do historii jako wyjątkowo bezbożna i pewnie do dziś wypowiadalibyśmy ją z jakimś przekąsem. A tak czytamy dziś tylko o jakimś samarytańskim miasteczku.

Powiedzmy sobie szczerze: Samarytanie mieli powód, by nie przyjąć Jezusa u siebie. Od dawna przecież nie mogą dojść do porozumienia z Żydami. Trudno więc się dziwić, że przed jednym z nich zamknęli swoje domy. Można z tym dyskutować, ale jedno jest pewne: Samarytanie mieli powód, by tak właśnie postąpić.

Pochylając się nad dzisiejszą Ewangelią myślę o innych, którzy też Jezusa nie przyjmują. I to nie tylko w swoim mieście, ale także – a może przede wszystkim – w swoich domach, rodzinach i sercach. Wielu ma ku temu jakieś powody – tak przynajmniej twierdzą. Ale co z tym, którzy bez żadnego powodu wykazują się ignorancją i niechęcią?

Jeśli ktoś potrafi powiedzieć, dlaczego nie chodzi do kościoła, dlaczego odrzuca wiarę, depcze przykazania, to ja – mimo, iż mam inne patrzenie na takie praktyki – jestem w stanie uszanować go jako człowieka i zrozumieć. Jeśli jednak ktoś depcze świętości, odrzuca wiarę, a na pytanie o motywy takiego działania nie potrafi powiedzieć niczego mądrego i racjonalnie tego wytłumaczyć, to we mnie nie tylko nie rodzi się zrozumienie, ile zaczynam komuś takiemu po prostu współczuć.

Rozumiem tych naszych braci i siostry, którzy potrafią powiedzieć, dlaczego nie wierzą, nie praktykują, nie szukają… O wiele trudniej przychodzi mi zrozumieć takich, którzy Boga odrzucają dla zasady.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.