Niby nic nadzwyczajnego…

Ewangelia wg św. Jana 16,12-15.

Jezus powiedział do swoich uczniów: „Jeszcze wiele mam wam do powiedzenia, ale teraz jeszcze znieść nie możecie. Gdy zaś przyjdzie On, Duch Prawdy, doprowadzi was do całej prawdy. Bo nie będzie mówił od siebie, ale powie wszystko, cokolwiek usłyszy, i oznajmi wam rzeczy przyszłe. On Mnie otoczy chwałą, ponieważ z mojego weźmie i wam objawi. Wszystko, co ma Ojciec, jest moje. Dlatego powiedziałem, że z mojego weźmie i wam objawi”.

Od kilku dni Jezus mówi nam o Duchu Świętym. Można powiedzieć, że odsłania przed nami kolejne tajemnice związane z Trzecią Osobą Boską. Mimo to, w kontekście Ducha Świętego wciąż mamy więcej niewiadomych niż wiadomych. Ale to dobrze. W końcu cała Trójca Święta to Tajemnica.

Dziś Jezus mówi o tym, że Duch Święty nie będzie mówił od siebie. On będzie wyrazicielem całej Prawdy i mówił będzie właśnie jako Trójca. Jako całość, pełnia, wspólnota.

Pamiętając sprzed kilku dni wezwanie Jezusa do tego, byśmy i my o Nim świadczyli, myślę, że nasze świadectwo – trochę inaczej niż świadectwo Ducha Świętego – powinno być mówieniem ,,od siebie.” Można chyba powiedzieć, ze dzisiaj ludzie mają aż nadto nauczycieli, którzy mówią coś z przysłowiowej książki, a mają głód świadków, którzy mówią coś z własnego życia.

Pamiętam wykłady z pewnym 77-letnim księdzem profesorem. Lubiliśmy te zajęcia, bo profesor sprawiał, że nikomu nie chciało się spać. Słuchaliśmy jak krytykował wszystko wokół. Ale kiedyś szczególnie przykuł naszą uwagę. Rozpoczął wykład od tego, że… rozmawiał rano z Jezusem.

Niby nic nadzwyczajnego, bo cóż dziwnego jest w tym, że ksiądz rozmawia rano z Jezusem, ale on opowiadał o tym w taki sposób, jakby rano Jezus zapukał do jego mieszkania, jakby usiedli przy stole, pili razem herbatę i mówili o tym, co w tym właśnie dniu mają zrobić.

Ksiądz opowiadał o tym tak zwyczajnie, że wszyscy mieliśmy wrażenie jakiejś niezwykłości tego spotkania. To było opowiadanie o spotkaniu z Jezusem, który jest namacalnie obecny w życiu tego księdza. Mówił nam to, co jemu mówił Jezus. Opowiadał, że siedząc w fotelu rozmawiał z nim jak z przyjacielem. Nie, ksiądz się tym nie chwalił. Mieliśmy wrażenie, że on tak sobie po prostu na co dzień z Jezusem rozmawia. Nie tylko w kaplicy czy w czasie brewiarza. On gada z Jezusem przy herbacie, sprzątając pokój, a nawet przy goleniu. Profesor mówił ,,od siebie.” Mówił o swoim osobistym doświadczeniu Jezusa.

Było to takie zwyczajne-niezwyczajne, że w czasie przerwy zaczęliśmy rozmawiać o tym wykładzie w swoim własnym gronie. Mijają już dwa lata od tamtego wykładu, a ja wciąż mam w pamięci tamto świadectwo księdza Edwarda. Świadectwo, którego chciało się słuchać. Które było mówieniem o żywej relacji z żywą Osobą. Pewnie by się profesor zdziwił, gdyby się dowiedział, że myśmy się jego słowom tak wtedy dziwili.

Mieć z Jezusem taką swobodną relację, która pozwala na rozmawianie z Nim wszędzie i na każdy temat. Mieć taką relację, która nie pozwoli zamknąć Jezusa w kaplicy czy kościele. Mieć z Nim taką relację, by nieustannie przebywać w Jego obecności i jeszcze umieć innym o tym mówić, dawać świadectwo przywiązania do Jezusa.

Dziś, niestety, niewielu tak umie. Chyba tylko w seminariach i klasztorach (no i pewnie w bardzo niewielu domach) ludzie potrafią mówić o Jezusie jak o kimś bliskim, jak o Przyjacielu domu czy rodziny. A przecież o to właśnie chodzi, by całe nasze życie stawało się Ewangelią, a Jezus – z kogoś, kto żył dwa tysiące lat temu – stawał się kimś ciągle obecnym w naszej codzienności.

I wtedy będziemy mówili ,,od siebie.” I wtedy ludziom będą się oczy otwierać, że Jezus może być tak bardzo bliski.

Ku refleksji:
Kiedy chcesz się modlić własnymi słowami – bez książeczki, różańca czy koronki – od jakiego jednego słowa rozpoczynasz najczęściej swoją modlitwę? Dlaczego właśnie od tego?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.