Nie tylko biskupi nie powinni spać spokojnie…
Jakiś czas temu miałem okazję usiąść przy jednym stoliku i napić się kawy z pewnym biskupem jednej z diecezji w północnej Polsce. Sam pochodzę z północy, więc to, co dzieje się w tamtym Kościele lokalnym bardzo mnie interesuje. A dzieje się… Oj, dzieje…
Trochę sobie ponarzekaliśmy. A jakże… Ale jak tu nie narzekać, kiedy w przeciągu dziesięciu lat (dokładnie dziesięciu!!!) liczba kleryków w seminarium stopniała ze stu trzydziestu do trzydziestu? Takie są realia, a światełka w tunelu raczej nie widać. W takiej sytuacji łączenie parafii wydaje się nieuniknione. I właśnie o tym m.in. rozmawialiśmy. Nie jest to zresztą wielka tajemnica, bo ów biskup często i publicznie także o tym mówi.
Może nie byłoby dramatu, gdyby nie fakt, że północne diecezje mają swoją specyfikę. W sytuacji, gdy np. w Krakowie na jeden kościół przypada kilku lub kilkunastu duszpasterzy (jak u pijarów 🙂 ), w tamtej części Polski jest odwrotnie – na jednego księdza przypada kilka kościołów. Trzy, cztery, pięć kościołów i kaplic przypadających na jednego księdza to w wiejskich parafiach norma.
Co będzie się działo, kiedy nie będzie wystarczającej ilości kapłanów i trzeba będzie łączyć parafie? Odpowiedź nasuwa się sama – jeden kapłan będzie miał ,,pod sobą” nawet kilkanaście kościołów i kaplic dojazdowych. Wystarczy połączyć tylko dwie parafie, by takich ,,dojazdówek” było nawet dziesięć. Siłą rzeczy w niedziele jeden ksiądz nie będzie w stanie odwiedzić wszystkich. Ucierpią więc na tym przede wszystkim parafianie. Ci, którzy mogą, pewnie gdzieś do kościoła sobie dojadą. Gorzej z tymi, którzy starsi, schorowani. Zresztą, nie po to przed laty budowali u siebie we wsiach kościoły, żeby teraz dojeżdżać gdzie indziej. Ale jeśli nie będzie wyjścia…
Jaki jest pomysł? Jakie rozwiązanie? Plany są takie, by w każdej miejscowości byli ludzie świeccy przygotowani do prowadzenia celebracji, które mogą odbywać się bez księdza. Taki świecki mógłby np. w niedzielę poprowadzić nabożeństwo liturgiczne, a po odbyciu właściwej formacji nawet udzielić wiernym Komunii św. To oczywiście Eucharystii nie zastąpi, ale przy braku powołań właśnie w tę stronę idziemy. Wprowadzenie tego pomysłu w życie jest tylko – niestety – kwestią czasu. Zresztą, już na mapie Polski są takie miejsca, gdzie parafie zwyczajnie się łączy.
Troska o wiernych świeckich już spędza sen z powiek niektórym pasterzom Kościoła. I dobrze, bo rzeczywiście jest się czym martwić i o czym myśleć. Wierni są ważni, nawet bardzo ważni. Nie wolno jednak w tym wszystkim zapominać również o samych kapłanach, którzy w takich parafiach – kombinatach będą posługiwać. O tym, że nie będzie to łatwa posługa, nikogo chyba przekonywać nie trzeba.