O pokucie i zadośćuczynieniu…

Kontynuując temat spowiedzi świętej, chciałbym dziś ugryźć to, co potocznie nazywamy pokutą.  ,,Ostatni raz u spowiedzi byłem pół roku temu, ale pokuty jeszcze nie zdążyłem odprawić” – czasem zdarzają się w konfesjonale takie wyznania.

twarzKiedy to słyszę, zawsze pytam, czy penitent pamięta, jaka to była pokuta. Gdy odpowiada twierdząco mam wszelkie podstawy, by twierdzić, że ktoś taki nie do końca poważnie traktuje ten sakrament, a nawet samego Pana Boga. Pokuta przez wiele osób traktowana jest po macoszemu. Czasem mam wrażenie, że pięć warunków dobrej spowiedzi kończy się dla niektórych na spowiedzi (oby zawsze szczerej). Niektórzy myślą, że gdy już ksiądz da jakąś naukę, rozgrzeszy i zapuka, to już wszystko w porządku. A jednak ten piąty warunek w katechizmie jest.

Żeby jednak sprawa nie była taka prosta dodam, że często ten medal ma także długą stronę. Bywają osoby, u których wspomniana pokuta łączy się ze swego rodzaju zabobonnym traktowaniem. Czasem daje się wyczuć coś w rodzaju lęku, który rodzi się z magicznego traktowania zadośćuczynienia. Bo przecież nie jest tak, że samo ,,odmówienie pokuty” gwarantuje bezgrzeszność i wyrównuje rachunki z Panem Bogiem.

Pamiętam jedną z moich pierwszych spowiedzi w nowicjacie. Ja, taki pobożny, gorliwy przyszły zakonnik uklęknąłem do spowiedzi, wyznałem grzechy i gdy usłyszałem, że jako pokutę mam odmówić jeden raz modlitwę: Chwała Ojcu i Synowi i Duchowi Świętemu…, delikatnie zasugerowałem spowiednikowi, że może by jednak jakąś większą pokutę za te moje grzechy nadał. I wtedy o. Marek, dominikanin – delikatnie mówiąc – trochę się zezłościł i zapytał: ,,Czy ty uważasz, że najdłuższymi nawet pacierzami jesteś w stanie wynagrodzić Bogu za swoje grzechy?” Nie wiedziałem co odpowiedzieć. Kiedy klęczałem zmieszany przy konfesjonale, wytłumaczył mi, że choćbym odmawiał 100 różańców dziennie i przeplatał je 200 Koronkami do Bożego Miłosierdzia i leżał krzyżem i jadł zupę z popiołem, to nigdy nie będę w stanie wynagrodzić Bogu za swoje grzechy. Bo TYLKO JEZUS mógł za nie wynagrodzić i to właśnie zrobił.

Pokuta – w szerokim tego słowa znaczeniu – nie jest więc formą ,,wypłacenia się” Panu Bogu. Ma ona na celu odwrócenie się człowieka od grzechu i nawrócenie do Pana Boga. Nie może być nigdy traktowana jako rozliczanie się z Panem Bogiem, bo z Bogiem się po prostu nie jesteśmy w stanie rozliczyć. Zawsze będziemy Jego dłużnikami.

Zdarza się (i jest to chyba najbardziej spotykana forma), że ksiądz w ramach pokuty nakazuje odmówienie takiej czy innej modlitwy. Ma to swój sens, ponieważ nic nie pomaga nam tak w zwróceniu się w stronę Boga, jak rozmowa z Nim – choćby nawet przy użyciu jakiejś wyuczonej na pamięć formułki. Ale pokuty bywają też inne – ograniczenie komputera (jeśli ktoś np. karmi się tam pornografią), lektura fragmentu Pisma św., uczynek miłosierdzia, jałmużna dana potrzebującemu, itp.

Bez względu na to, jaką ksiądz zada nam pokutę, cel jest zawsze jeden. Zwrócenie naszych oczy i naszego serca na nowo w stronę Pana Boga. Pokuta to tak naprawdę nasza szansa i możliwość udowodnienia Panu Bogu i sobie, że jednak jesteśmy gotowi coś w naszym życiu zmieniać.