Są tacy ludzie, którzy – gdy odchodzą – z oczu znikają, ale nigdy z serca…
Są tacy ludzie, którzy – gdy odchodzą – z oczu znikają, ale nigdy z serca. Są tacy ludzie, których śmierć jeszcze bardziej i niejako na nowo uświadamia nam prawdę o tym, jak wiele im zawdzięczamy.
Dziś w salezjańskim kościele w Słupsku odbywa się pogrzeb ks. Stanisława Smuniewskiego sdb. Zmarł w słupskim hospicjum w sobotę 18 lutego 2017 r. w 88 roku życia, w 68 roku ślubów zakonnych i w 60 roku swojego kapłaństwa. Osobiście zawdzięczam Mu wiele. To On – jako proboszcz parafii w podsłupskim Pałowie – w październiku 1981 r. pobłogosławił związek małżeński moich Rodziców. W sierpniu następnego roku właśnie z Jego rąk przyjąłem sakrament chrztu świętego.
Po kilku latach proboszczowania w Pałowie wyjechał na kolejne salezjańskie placówki, by w 1997 r. znów powrócić na Pomorze – tym razem do parafii św. Rodziny w Słupsku. Nasze drogi znów przecięły się kilka lat później. Wtedy, gdy – już jako kleryk – przyjeżdżałem z Krakowa w rodzinne strony. Przez kolejne lata korzystałem z Jego posługi w konfesjonale, z Jego cierpliwego ucha i dobrej rady. Ostatni raz w sierpniu ubiegłego roku. Pamiętam, jak bardzo ucieszył się, gdy po kilkunastoletniej przerwie spotkaliśmy się po raz pierwszy i kiedy powiedziałem Mu, że to dzięki Niemu stałem się dzieckiem Bożym. Do końca czuł się odpowiedzialny za moje powołanie i kapłaństwo.
Księże Stanisławie, spoczywaj w Panu…