Stać się jak dziecko nie znaczy zdziecinnieć…

Mt 11, 16 – 19

Jezus powiedział do tłumów: «Z kim mam porównać to pokolenie? Podobne jest do przebywających na rynku dzieci, które głośno przymawiają swym rówieśnikom: „Przygrywaliśmy wam, a nie tańczyliście; biadaliśmy, a wyście nie zawodzili”. Przyszedł bowiem Jan: nie jadł ani nie pił, a oni mówią: „Zły duch go opętał”. Przyszedł Syn Człowieczy: je i pije, a oni mówią: „Oto żarłok i pijak, przyjaciel celników i grzeszników”. A jednak mądrość usprawiedliwiona jest przez swe czyny».

Podoba mi się porównanie ludzi dorosłych do przebywających na rynku dzieci. Może dlatego, że wcale nie trzeba się specjalnie wysilać, żeby taki obrazem sobie wyobrazić. Bez wątpienia my, dorośli, mamy coś z dzieci.

Wiemy z Ewangelii, że powinniśmy stawać się jak one, ale kryje się w tym ogromne niebezpieczeństwo. Wielu bowiem dorosłych może źle zrozumieć tę ewangeliczną zachętę i zamiast stać się jak dziecko, zwyczajnie zdziecinnieją.

A przecież nie do tego zaprasza nas Jezus. Stać się jak dziecko wcale nie oznacza zdziecinnieć. Więcej, człowiek dorosły nie może zdziecinnieć. Niestety, pewnie nie tylko ja znam wielu dorosłych zdziecinniałych – także na płaszczyźnie swojego życia duchowego. Przykładów infantylizacji spraw wiary przez ludzi dorosłych naprawdę nie trzeba szukać ze świecą. Pluszowy Jezus, o którym pisałem wczoraj jest świetnym przykładem. Wystarczy też przez chwilę porozmawiać z niektórymi albo na kilka kwadransów usiąść w konfesjonale, by usłyszeć jak niektórzy mówią o Bozi, paciorku i niechodzeniu do kościółka.

Zatrzymuję się dziś na tych kilku określeniach ze słownika małych dzieci, chociaż można pójść dalej i przywołać sytuacje, gdy ludzie dorośli spowiadają się jak małe dzieci, wyznając np.: Nie słuchałem rodziców.

Tymczasem ważne jest to, by nasza wiara i nasze życie duchowe dojrzewało razem z nami. By rozwijało się tak, jak rozwija się nasz intelekt i nasza fizyczność. Nie będzie dobrze, jeśli w tym wzrastaniu i dojrzewaniu gdzieś zagubimy nasz świat duchowy. Źle będzie, jeśli w naszym rachunku sumienia zatrzymamy się tylko na książeczce od Pierwszej Komunii. Zawarte w niej pytania są niezmienne, nasze życie natomiast ewoluuje. I Bogu dzięki. Obyśmy tylko chcieli za tą ewaluacją nadążyć.

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.