Szczęście to je­dyna rzecz, która się mnoży, jeśli się ją dzieli – Albert Schweitzer

Całkiem niedawno wpadł mi w ręce pewien dość obszerny dokument dotyczący tematu powołań kapłańskich i zakonnych. Dokument ten miał rzucić nowe światło za sprawę powołań. I rzeczywiście rzucił.

IMGP1026
Z mojego prymicyjnego obrazka

Od kilku dni siedzi mi w głowie jedno zdanie z tego dokumentu: Zakonnik powinien wykazywać gotowość do podejmowania misji, powinien odznaczać się otwartością na ludzi i dawać świadectwo szczęścia.

Zostały mi w głowie szczególnie trzy ostatnie słowa: Dawać świadectwo szczęścia. Nie jest tajemnicą, że każdy z nas chce być szczęśliwy. Ludzie szczęśliwi od razu rzucają nam się w oczy, potrafimy wyłowić ich z bezimiennego tłumu. Więcej: szczęście jest zaraźliwe. Wolimy bardziej przebywać wśród szczęściarzy, niż wśród narzekaczy i malkontentów. A zatem – jako zakonnik – mam pokazywać innym, że jesteś szczęśliwy. Pytanie tylko: W jaki sposób mam to pokazywać?

Zanim spróbuję odpowiedzieć na to pytanie, trzeba zastanowić się nad tym, gdzie ludzie mają w ogóle szansę spotkać księdza, żeby przekonać się o jego szczęściu.

Na pewno większość ludzi zna księdza przez pryzmat ołtarza. Bez wątpienia… Tylko czy we Mszy św. jest czas na to, by ksiądz manifestował to, że jest szczęśliwy? Chyba nie. Nie będzie przecież mówił na kazaniu o swoim szczęściu. To mogłoby zostać różnie odebrane. Chociaż czasami warto zaryzykować.

A konfesjonał? Może w konfesjonale? Też chyba nie bardzo, bo księdza znamy stamtąd raczej przez pryzmat trudnych tematów; grzechów, słabości, pokus. Trudno, by ksiądz chwalił się w takich chwilach swoją radością i doświadczeniem szczęścia.

Nie jest łatwo księdzu – ale na szczęście jest to możliwe – okazywać, że jest szczęśliwy nawet w szkolnej klasie. Z doświadczenia wiem, że raczej trudno jest się przez kilka godzin uśmiechać do uczniów. Czasem przecież trzeba zmarszczyć brwi i podnieść głos. A w takich sytuacjach żaden uczeń nie uwierzy w to, że ksiądz jest szczęśliwy.

I można by się jeszcze długo zastanawiać nad tym, co tu zrobić, by to szczęście kapłańskie było bardziej widoczne. Żeby nikt nie mówił, że ksiądz jest nieszczęśliwy, że pewnie męczy się w celibacie albo jest chory, bo się nie uśmiecha.

Wracam pamięcią do mojej młodości. Przez moją rodzinną parafię i przez parafieboisko sąsiednie przewinęło się wielu kapłanów. Nigdy jednak – na bazie moich obserwacji tylko i wyłącznie z kościoła – nie odważyłbym się powiedzieć, że któryś z nich był w kapłaństwie naprawdę szczęśliwy. Dopiero tzw. spotkania nieformalne otworzyły mi oczy. Kiedy zobaczyłem, że ksiądz Czesiek (swoją drogą salezjanin, a dziś właśnie wspominamy św. Jana Bosco – założyciela salezjanów) nie tylko ,,smutno” odprawia Mszę św., ale też poza nią świetnie gra na gitarze i potrafi się powygłupiać z ministrantami przy ognisku. Albo ks. Zdzisław, który na wyjazdach ministranckich potrafił nas tak rozśmieszać, że nie mogliśmy się uspokoić. Albo inny – ks. Zenek. Przy ołtarzu poważny, skupiony. W rzeczywistości ksiądz, z którym można było kraść przysłowiowe konie. A gdy miał dobry humor to nawet pozwolił nam pojeździć na tylnym zderzaku swojego malucha. Ksiądz Piotr też przy ołtarzu zawsze wydawał się mało szczęśliwy. Za to na pielgrzymkach, w prywatnych rozmowach i na wyjazdach na Lednicę przekonałem się, że w kapłaństwie czuje się jak ryba w wodzie. Naprawdę widziałem wtedy szczęśliwego kapłana.

Niech ten wpis będzie zachętą, byście spróbowali popatrzeć na Waszych księży od innej niż dotąd strony. Dzieci z mojej szkoły zdziwiły się kiedyś, gdy zobaczyły mnie na lekcji w spodniach, bez habitu. To ksiądz ma normalne nogi? – zapytał pierwszoklasista.

Spróbujcie spojrzeć na księży ,,normalnie.” Bo i księża są normalni (poza tymi, którzy są nienormalni, ale tych na szczęście jest niewielu 🙂 ). Może ten wpis będzie dla kogoś zachętą do tego, by odważył się zamienić słowo z księdzem, do którego czuje dystans albo niechęć. Tylko poznanie drugiego człowieka może doprowadzić nas do przekonania, że ten ktoś jest w tym, co robi naprawdę szczęśliwy.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.