Tak trudno czasem …
Przed wejściem do tunelu przy krakowskim dworcu leży pijany człowiek. Obok niego jakiś rozbity słoik i rozlatujący się, wypełniony makulaturą, brudny plecak. Podchodzę do leżącego, patrzę na twarz – oddycha. Próbuję go budzić, szarpię za ramię, uderzam w policzek. Zero jakiejkolwiek reakcji. Przy mnie zatrzymuje się jakiś młody chłopak: – Mogę w czymś pomóc? – pyta. – Tak, zadzwoń pod 112. Niech przyjadą…
Po kilku minutach stoimy razem, wypatrując patrolu Straży Miejskiej. Celowo stanęliśmy nieco na uboczu, na tyle jednak blisko, by obserwować przechodzących obok ludzi.
W większości reakcji nie było żadnej. Raz tylko przy leżącym zatrzymał się jakiś elegancko ubrany człowiek i wyjął z marynarki telefon.
Schował go, gdy mu powiedziałem, że właśnie dzwoniliśmy po strażników. Stojący obok starszy mężczyzna, słysząc moją informację, zaczął na mnie krzyczeć: – I po co pan zadzwoniłeś? Przecież nic mu nie zrobią… Nawet go nie spiszą, bo on i tak tutaj zaraz wróci… Szkoda było tylko pańskiego czasu i telefonu. Po coś pan dzwonił? Trzeba było pozwolić mu tutaj zdechnąć… Takich śmieci jest więcej, ale nie bój się pan; ten pijaczyna dostanie szybciej emeryturę niż pan – cedził na całe gardło tak głośno, że inni czekający na autobus bacznie się nam przyglądali.
Pewnie gdybym był wtedy w habicie, jakoś próbowałbym zignorować natręta. Byłem jednak bez habitu, dlatego dość dyskretnie ale dobitnie powiedziałem dziadkowi, co myślę o nim i o jego mądrościach. Widocznie się tego nie spodziewał, bo odszedł bez słowa, jakby rażony moim tekstem.
Po chwili przyjechali strażnicy, wsadzili pijanego do samochodu i odjechali. Ja zostałem… Sam… ze swoimi myślami tylko. Myślałem o tym, w którym z tych dwóch ludzi Jezus był dzisiaj bardziej obecny; w tym człowieku, który dotknął dna wpadając w alkohol, czy może w tym, który dotknął dna, nazywając drugiego człowieka śmieciem?
Panie Boże, jak trudno czasem z miłością popatrzeć na innych. Szczególnie na tych, którzy sami z miłością nie patrzą.
Niestety im więcej ludzi w miejscu zdarzenia, tym mniejsza szansa na to, że ktoś pomoże. Prawie każdy w takiej sytuacji myśli, że to ktoś inny zareaguje, zatrzyma się, zadzwoni po pomoc. Sam byłem niedawno w podobnej sytuacji, w zatłoczonym autobusie, starsza pani upada i dostaje ataku padaczki. Bez zastanowienia udzielam jej odpowiedniej pomocy. Wokoło pełno ludzi, w różnym przedziale wiekowym. Nie byłem w stanie sam wyjąć telefonu(zabezpieczałem drogi oddechowe poszkodowanej) więc poprosiłem o to ludzi stojących obok, a że autobus się zatrzymał dokładnie w tej chwili, wszyscy rzucili się do ucieczki przez ledwo co otwierające się drzwi….Nie chciałem, żeby ktokolwiek angażował się bezpośrednio, wystarczyło zadzwonić pod bezpłatny nr alarmowy. Może nikt z tych ok. 40 osób nie miał telefonu? Fakt! Mój błąd?! Na szczęście kierowca nie mógł uciekać pozostawiając autobus na przystanku…. i miał przy sobie telefon 🙂
…bo patrzenie z miłością jest Łaską – można ją przyjąć, odrzucić, przegapić…