… tylko spotkań z człowiekiem ciągle Mu za mało

W ostatnią niedzielę na łamach gazetki parafialnej par. Najświętszego Imienia Maryi w Krakowie podzieliłem się z Czytelnikami kilkoma myślami nt. wakacji. Teraz te same myśli przelewam na bloga. Ku refleksji…


Z zeszłorocznych wakacji pamiętam dość ciekawą scenę. Pewnego dnia siedziałem w jednym z krakowskich kościołów. To jeden z kilku tych, w których w ciągu roku spowiedź jest od rana do wieczora. Tym razem – jako, że był lipiec – dyżur w konfesjonale był mocno okrojony, o czym zresztą informowała stosowna kartka, powieszona w dość widocznym miejscu.

W pewnej chwili przed konfesjonałem pojawiła się starsza pani. Gdy tylko stanęła w kolejce, od razu zobaczyła, że nikt nie spowiada. Obruszyła się bardzo i zwracając w stronę modlących się osób, skomentowała głośno: Co to, nikt nie spowiada? Księżom się w wakacje nie chce w konfesjonałach siedzieć? Co za czasy… Po czym oburzona ruszyła w stronę wyjścia.

Ufff, dobrze, że nie siedziałem tam w habicie, bo jeszcze i mnie mogłoby się za dominikanów oberwać. Ale z drugiej strony – piękne to i budujące, że w sercu tej pobożnej niewiasty było tak gorące pragnienie pojednania się z Panem Bogiem. A że pusty konfesjonał temu nie sprzyjał… No cóż… I tak bywa…

Czy tego chcemy czy nie, w czasie wakacji pewne rzeczy nawet w kościołach ulegają modyfikacjom. Na przykład w niektórych parafiach zmieniane są godziny Mszy świętych czy właśnie dyżury w konfesjonałach. Na takie zmiany nie ma rady – czas wakacji rządzi się swoim prawami. Na szczęście kościołów, gdzie nawet w wakacje można się wyspowiadać, nie brakuje. Pusty konfesjonał to chyba więc nie największy nasz wakacyjny problem.

Prawdziwy problem pojawia się wtedy, kiedy mamy do czynienia z pustym sercem, czyli kiedy człowiek – pod pretekstem wakacyjnego wypoczynku – robi sobie wolne od Pana Boga. I dziś chwila refleksji właśnie o tym.

Jestem przekonany, że zdecydowana większość naszych Parafian nie ma z poruszonym w tytule zagadnieniem żadnego problemu. Wielu z nas ma od lat wpojone pewne wartości i zasady, które – bez względu na to, jaki w kalendarzu miesiąc wypada – motywują do tego, by wciąż troszczyć się o życie duchowe. Tym bardziej, że w dobie Internetu nie ma żadnego problemu z tym, by w miejscu wakacyjnego pobytu namierzyć jakiś kościół i wziąć udział w Eucharystii. Dla chcącego nic trudnego…

Schody jednak – w przypadku niektórych spośród nas – zaczynają się wtedy, gdy chodzi o codzienną, systematyczną modlitwę. Nie myślę tu o modlitwie przed czy po posiłku – w większości naszych domów (niestety!!!) już dawno z tego zrezygnowaliśmy. Myślę tu bardziej o modlitwie porannej i wieczornej. Tutaj zasada jest dość prosta: Jeśli ktoś modli się w ciągu roku, to będzie modlił się i na wakacjach. Bo modlitwa będzie dla niego czymś naturalnym, będzie jak oddech czy ubranie się zaraz po wstaniu z łóżka. Ot, nic nadzwyczajnego. Jeśli jednak ktoś nie pielęgnuje swojej modlitwy w ciągu roku, prawdopodobnie w wakacje tym bardziej o nią nie zawalczy. I jeszcze może przy tym znajdzie sobie jakieś ładne wakacyjne wytłumaczenie.

Czego zatem potrzeba, by w czasie wakacyjnego wypoczynku gdzieś po drodze nie zgubić życia sakramentalnego i osobistej modlitwy? Przede wszystkim potrzeba świadomości, że Pan Bóg jest zawsze blisko i że zawsze na nas czeka. To właśnie dlatego na osobistą modlitwę dobra jest każda chwila i każde miejsce. Bo rozmawiać z Bogiem można zawsze i wszędzie – na spacerze, w górach, na plaży, nawet w kolejce po bułki i w tramwaju. I przy jeszcze wielu innych okazjach i w wielu innych miejscach. Wszystko jednak rozbija się o tę naszą świadomość i o chęci. Jeśli tego nie będzie, modlitwa szybko stanie się tylko przykrym obowiązkiem, na który w czasie urlopu na pewno nie będziemy mieli ochoty.

Warto w tym miejscu dodać – jako, że wielu z nas będzie pewnie wypoczywać na łonie przyrody – że wakacyjny zachwyt nad pięknem stworzenia (nawet nad szumem górskich strumyków i ciepłem plażowych piasków i morskich wód) nie zastąpi naszej modlitwy. Można się tym wszystkim zachwycać, ale sam zachwyt to jeszcze nie modlitwa, choć oczywiście może do niej prowadzić. Tak samo, jak zwiedzanie pięknych kościołów; podziwianie architektury i wystroju wnętrz pięknych świątyń, nie zastąpi udziału w Eucharystii.

Konkluzja tej refleksji jest dość jednoznaczna: Jeśli w czasie wakacji zabraknie żywej relacji z Panem Bogiem, czas ten może się okazać duchową porażką. Co z tego, że człowiek wypocznie fizycznie, jeśli gdzieś po drodze utraci duchowy fundament? A o to wcale nie trudno. Nie jest przecież żadną tajemnicą, że gdy człowiek wyjeżdża na urlop, to diabeł bierze sobie wtedy podwójny etat, by jeszcze bardziej móc mu towarzyszyć. Zły jest specjalistą od zapełniania czasu wolnego. Nie bez powodu lenistwo jest jednym z grzechów głównych. Dlatego właśnie potrzeba modlitwy i czujności. Wszystko po to, by po wakacjach mogło się obyć bez duchowego detoksu.

Na dobre przeżywanie wakacji dedykuję wszystkim bardzo mądre słowa: ,,Pan Bóg ma wszystkiego w wystarczającej ilości i mierze. Tylko spotkań z człowiekiem ciągle Mu za mało.” Oby w te wakacje nie zabrakło naszej troski o systematyczne spotkania z Panem Bogiem.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.