Warto robić także małe rzeczy…

Niecodzienne, ale czasem mi się zdarzy, że przy administrowaniu tego bloga zerkam w kokpit na różne statystyki. Szczególnie te, dostępne tylko adminowi, jak np. ogólna liczba komentarzy czy ilość wszystkich zamieszczonych artykułów.

Kilka dni temu zauważyłem, że zbliżamy się do równo dwóch tysięcy zamieszczonych tutaj wpisów. Tekst, który właśnie czytacie jest już dwa tysiące drugim. Nie wiem, kiedy się tyle tych tekstów uzbierało. Oczywiście, z czystej ciekawości spojrzałem też na licznik wejść i szybko sobie to podzieliłem.

Pewien ksiądz zapytał mnie kiedyś o to, czy chce mi się tego bloga prowadzić. Kiedy odpowiedziałem, że gdyby mi się nie chciało, to bym tego nie robił, odpowiedział, że on robiłby to tylko wtedy, kiedy miałby co najmniej 1/3 oglądalności tego, co ma Szustak albo Pawlukiewicz.

Nie powiem, ciekawe podejście…

Pomyślałem sobie wtedy, że rzeczywiście fajnie jest mówić czy pisać dla tłumów. Ale przecież w życiu księdza są też (na szczęście!!!) takie momenty, w których spotyka się z jednym człowiekiem, bardzo indywidualnie. Takimi momentami są rozmowy duchowe i spowiedzi. Przecież tym pojedynczym osobom też trzeba poświecić swój czas i uwagę. Też trzeba coś mądrego powiedzieć, też trzeba wysłuchać. Przecież to jest takie… kapłańskie.

Mam nadzieję, że nie ma w szeregach duchowieństwa nikogo, kto żyłby w przekonaniu, że czas poświęcony jednej tylko osobie (a nie tłumom, grupom czy wspólnotom) jest stracony. Podejście takie byłoby sprzeczne z Ewangelią – Jezus przecież szukał jednej nawet owcy.

Lubię to pisanie, przyznaję. I cieszę się, gdy ktoś tu wchodzi, czyta, czasem zostawi po sobie jakiś ślad tutaj albo na facebooku. Jestem przekonany, że warto robić także takie małe, zwyczajne rzeczy.

Te wszystkie teksty piszę tak trochę dla siebie. W trosce o moje osobiste życie duchowe i intelektualne. Ale piszę je także z myślą o tych, o których wiem, że tu zaglądają. I jeśli choć jedna osoba coś na lepsze pod wpływem tych moich tekstów w swoim życiu zmienia, to bardzo się cieszę. To znaczy, że warto nadal prowadzić tego bloga.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.