Wieczne odpoczywanie…

Kiedy zostałem ministrantem dostałem komżę. Ubrałem się elegancko i powiadam w zakrystii: ,,Witam czcigodnego księdza proboszcza. Proszę dać rączkę do ucałowania.” A on popatrzył na mnie z góry i nic nie powiedział. Zrozumiałem, że coś jest nie tak. Szedłem do domu zgaszony.

Poskarżyłem się mamie. Opowiedziałem całą historię i na zakończenie dodałem: ,,Mamo, ale ten ksiądz jest niekulturalny.” Mama trochę mnie skarciła i wyjaśniła: ,,Najpierw trzeba było powiedzieć: Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus.” I tak następnym razem zrobiłem.

Ksiądz proboszcz pogłaskał mnie po głowie i zapytał: ,,A skąd ty jesteś dobry chłopczyku?” Wtedy stanąłem na nogi. Poczułem się prawdziwie dowartościowany przez Kościół. A moja mama była osobą niezwykle dobrą i taktowną. Pamiętam, że przychodził do nas szklarz, bardzo biedny Żyd. Mama czasem kazała nam zbić w domu jakąś szybę, by szklarz miał co wstawić i w ten sposób trochę zarobił.

***

Powyższy fragment to wypowiedź kard. Henryka Gulbinowicza zawarta w książce Mateusza Wyrwicha ,,Kapelani Solidarności t. III”.  Wszystkie trzy tomy pod tym samym tytułem przeczytałem jakiś czas temu. Bardzo ciekawa lektura.

Kardynał wspomina, że po słowach proboszcza ,,poczuł się prawdziwie dowartościowany przez Kościół.” Dziś Kościół go nie dowartościowuje. Ostatnia decyzja Watykanu jest jak wyrok. Zupełne ogołocenie. Osobiście też przyjmuję ją z bólem, bo przez całe lata kard. Gulbinowicz – obok takich postaci jak biskup Ignacy Jeż z Koszalina czy abp Ignacy Tokarczuk z Przemyśla – był dla mnie autorytetem.

Wieczny odpoczynek racz mu dać, Panie…