Wierzę w Kościół Chrystusowy…
We wczorajszym moim blogowym wpisie znalazło się takie oto zdanie: Łańcuchy i ciemności zamieniamy więc na dobre słowa o Jezusie i Kościele, ale – rzecz jasna – nie zapominamy, że piekło jednak puste nie jest.
W tym miejscu aż się prosi, żeby zrobić małe dopowiedzenie. Otóż, dwa dni temu rozpoczęliśmy w Kościele adwent. Wraz z nim rozpoczęliśmy nowy rok liturgiczny, który – jak zwykle zresztą – ma swoje hasło. Warto zatem wiedzieć, że obecny rok liturgiczny przeżywamy pod hasłem: Wierzę w Kościół Chrystusowy.
To hasło wydaje się być bardzo na czasie. Żyjemy bowiem w rzeczywistości, w której mnóstwo ludzi od Kościoła odchodzi. A i ci, którzy nie odchodzą, nie zawsze są Kościołowi przychylni. Wielu, również będąc w Kościele, źle o Nim mówi, podważa wielowiekową naukę i wypowiada posłuszeństwo pasterzom Kościoła. Hasło obecnego roku jest więc bardzo aktualne. Oby nas wszystkich zachęciło do refleksji.
I jeszcze jedna myśl związana z hasłem: Wierzę w Kościół Chrystusowy. Nie w Kościół Jędraszewskiego, Dziwisza czy Rydzyka. W Kościół Chrystusowy. A skoro wierzę w Kościół Chrystusowy to będę się starał zobaczyć w tym Kościele nie tylko to, co w Nim grzeszne i słabe (czytaj: ludzkie), ale przede wszystkim to, co pochodzi od samego Jezusa.
Jeśli więc naprawdę wierzymy w Kościół Chrystusowy to w pierwszej kolejności winniśmy widzieć w Nim dobro i dobrze o Nim mówić. Bo okazji do mówienia źle nie zabraknie nigdy, ale przecież nie to jest najważniejsze.
Kiedyś mój znajomy zdradził mi dewizę swojego życia. Powiedział: Wiesz, mam w życiu taką zasadę, że zawsze sam o sobie mówię dobrze, bo źle mówią o mnie moi wrogowie. Podobną zasadę warto przyjąć, gdy myśli się o Kościele. Mówmy o Kościele dobrze, bo źle mówią o Nim wrogowie. A chyba my nie chcemy się zaliczać do ich grona, prawda?