Z życia wzięte…
Kolejka w monopolowym na naszym osiedlu. Podchmielony starszy pan kupuje dziesięć paczek Marlboro.
– Czy ma pan jakąś siatkę, żeby zapakować? – pyta grzecznie ekspedientka.
– Nie mam siatki, ale mam duże kieszenie – odpowiada i zaczyna wciskać weń kolejne paczki cygaretów.
– Ooooo, rzeczywiście, ma pan kieszenie jak ksiądz – zauważa zza lady miła pani.
– Niech mnie pani nie porównuje do tych czarnuchów. Nienawidzę księży – pieni się klient. Wkłada do kieszeni ostatnią paczkę, odbiera resztę i powoli wychodzi.
Stoję tuż za nim (na cywila), gdy do sklepu wchodzi nasza parafianka.
– Szczęść Boże, ojcze Piotrze.
– Szczęść Boże…
Jeszcze nie widziałem, żeby się jakiś staruszek tak szybko ze sklepu ewakuował 🙂
Ps. W monopolowym byłem po pepsi. Żeby nie było.
Trudne czasy nastały. Człowiek człowiekowi do gardła skacze. W ogóle ciężko jest lekko żyć. Ja palę elektroniczne.
Ha ha, a sympatyczna pani parafianka właśnie po flaszeczkę wpadła, a tu ksiądz jej pomieszał… oj nie ładnie nie ładnie 🙂
Ps.
A słyszałam, że po pepsi plomby wypadają, proszę ograniczyć 🙂