Żyjesz nadal w naszych sercach…


Byłem wtedy w nowicjacie. Jak zwykle w sobotni wieczór próbowałem doprowadzić do porządku naszą klasztorną kuchnię. Pomagał mi Dawid i Darek. Kiedy kończyliśmy zamiatać podłogę, usłyszeliśmy trzaśnięcie drzwi pokoju o. Tomasza, naszego magistra. Przebiegł przez korytarz, zajrzał do kuchni: Chodźcie do kościoła. Papież umarł.

Chwilę potem ktoś włączył dzwony na kościelnej wieży. Ludzie zaczęli się gromadzić. Płakali. Ktoś postawił przed ołtarzem portret Papieża. Ktoś przyniósł znicze, kwiaty. Ktoś inny zaczął śpiewać Barkę. Czas jakby się zatrzymał. Straciliśmy Ojca.

Każdy z nas ma zapewne swoje wspomnienia z tamtych chwil. Ja też mam, choć nie wiążą się one z jakimś osobistym spotkaniem z Papieżem. Nigdy na żywo Go nie spotkałem. Nie byłem w Rzymie na audiencji, nie byłem na papieskich Mszach św., gdy był w Polsce.

Pamiętam jednak jedną pielgrzymkę. Tę z 1991 roku. Papież był wtedy w Koszalinie (pamiętam, że wtedy dość mocno padało), a ja – miałem wtedy prawie całe 9 lat – siedziałem przed telewizorem i żałowałem, że nie udało mi się tam pojechać. Kiedy powiedziałem Mamie, że chciałbym tam być, popatrzyła na mnie
i pocieszyła, że przez telewizor widać wszystko o wiele lepiej niż tam na miejscu.
I chyba jak zwykle miała rację.

Do dziś pamiętam ten koszaliński aspekt papieskiej pielgrzymki, choć uczestniczyłem w niej tylko przez TVP. I pamiętam temat nauczania.Papież mówił wtedy o Dekalogu.

Od tamtej pielgrzymki mija już 22 lata. Od śmierci Papieża dokładnie 8. Jak w każdą rocznicę śmierci, tak i dziś w wielu miejscach ludzie gromadzić się będą na wspólnej modlitwie. Tak samo będzie na Franciszkańskiej w Krakowie, choć jak powiedział mi dziś pan z kurialnej portierni, Kuria nie planuje takiego spotkania. Jak zawsze – będzie spontanicznie. Młodzież nie zawiedzie. Znów będą wspomnienia, znicze, Barka.

Ja też tam będę… Po co?
A po co obchodzi się rocznicę śmierci naszych bliskich?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.