By czasu starczyło na wszystko…

Są takie chwile w naszym życiu, w których człowiek – bardziej niż zwykle – uświadamia sobie prawdę o tym, że czas biegnie niesamowicie szybko.

Odkąd pamiętam, miałem tak zawsze. W parafii na Wieczystej uświadamiałem sobie tempo uciekającego czasu np. wtedy, gdy w każde sobotnie popołudnie przekraczałem próg DPS-u, w którym posługiwałem jako kapelan. Zawsze, gdy wchodziłem do budynku, myślałem sobie: Jak ten czas leci. Przecież dopiero tu byłem, a już minął cały okrągły tydzień i znowu tu jestem.

Tak mijał mi tydzień za tygodniem. Miesiąc za miesiącem. Tak było w parafii, nie inaczej jest teraz w seminarium. Powtarzalność pewnych czynności sprawia, że człowiek uświadamia sobie to, jak szybko się starzeje.

Ten blog też jest takim zegarem odmierzającym kolejne godziny. Nie tak dawno publikowałem ostatni post, a tu już za chwilę będzie on nieaktualny, bo nowy dzień sprawi, że to, co było wczoraj, odejdzie już do historii i nigdy nie wróci.

Czasem trudno nadążyć. Czasem trudno być na bieżąco. Pół biedy, kiedy dotyczy to tylko wpisów na blogu. O wiele gorzej, gdy dotyczy to tematów bardziej newralgicznych. Na przykład naszej modlitwy i relacji z Bogiem. Nie jest przecież żadną tajemnicą, że w obliczu uciekających godzin wielu z nas rezygnuje właśnie z modlitwy. Pewnie dlatego, że tak najłatwiej, bo przecież owoców modlitwy i tak nie da się zmierzyć, zważyć, ocenić.

Nie bardzo można rezygnować z codziennych obowiązków, których zaniedbanie od razu rzuci się domownikom w oczy. Nie da się zrezygnować z pracy, bo swoje w korporacji odsiedzieć trzeba. Nie da się zrezygnować z czasu poświęconego dzieciom, bo one tak łatwo nie podarują nawet wieczornej bajki na dobranoc. Z wielu rzeczy zrezygnować się nie da. Nawet, jeśli czas biegnie jako szalony…

Z czego więc rezygnuje dziś wielu? Z kontaktu z Bogiem, z wieczornego pacierza. Bo przecież nic się nie stanie, jeśli… I rzeczywiście, pewnie nic się nie stanie, jeśli tej modlitwy raz czy drugi zabraknie. Gorzej, jeśli nawyk rezygnowania z tego, co podtrzymuje nasze życie duchowe, stanie się naszą codziennością i chlebem powszednim.

Czas biegnie naprawdę szybko i nie da się temu zaprzeczyć. Niech jednak ten fakt stanie się dla nas wszystkich okazją do tego, by zrewidować nieco podejście do naszych obowiązków, zadań, powinności. Także do praktyk religijnych. Może się przecież okazać, że wystarczą niewielkie modyfikacje w planie dnia, a czasu wystarczy na wszystko. Także na codzienny kontakt z Panem Bogiem.

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.