Do Pana Boga dochodzi się czasami krętymi drogami…

Z dzieciństwa, spędzonego na pomorskiej wsi, dobrze pamiętam takie wieczory (zwykle jesienne i zimowe), kiedy w całej okolicy z jakiegoś powodu w domostwach nie było prądu.

W jednej chwili gasły światła we wszystkich oknach i nie wiadomo było, jak długo taki stan rzeczy się utrzyma. Powodów nie brakowało: jakaś awaria; gałąź, która akurat spadła na linię wysokiego napięcia czy też tzw. złośliwość rzeczy martwych – transformatorów i agregatów.

świecaKiedy w domu gasło światło, Mama od razu wyciągała z szafy świecę, zapalała ją i stawiała na kuchennym stole. Przychodziliśmy wtedy wszyscy do kuchni, niczym przysłowiowe ćmy do światła. Świeca była wtedy w centrum naszego spotkania. Swoim mglistym płomieniem pozwalała nam dostrzegać chociaż kontury otaczających nas przedmiotów. Światło to jednak nie było na tyle wystarczające, by zapewnić w domu normalne funkcjonowanie. Wpatrywaliśmy się w tę świecę i … czekaliśmy na zmiłowanie panów energetyków.

Przypomniały mi się takie sceny z dzieciństwa po lekturze dzisiejszej Ewangelii. Pan Jezus mówi dziś do Nikodema: ,,Światło przyszło na świat, ale ludzie bardziej umiłowali ciemność, aniżeli światło…” Trudne to słowa, ale przecież Jezus wie, co mówi.

Umiłować ciemność to zdecydować się na życie w półmroku, w jakiejś duchowej iluzji. Wybrać i umiłować ciemność to nic innego, jak zgodzić się na życie w zakłamaniu, w niedostrzeganiu całej prawdy o sobie i o innych.

Tego, kto wybiera życie w duchowej ciemności można porównać do kreta, kretuciekającego przed światłem i tworzącego przed sobą niezliczone ilości podziemnych korytarzy. Takich duchowych kretów wokół nas nie brakuje. Tymczasem człowiek wiary dobrze wie, że nie musi tworzyć sobie żadnych nowych dróg. Szlak jest jeden. W dodatku przetarty już przez samego Mistrza, który zresztą sam siebie nazywa Drogą, Prawdą i Życiem.

Innych dróg będą szukali tylko prawdziwi głupcy…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.