Lepiej kamień uwiesić u szyi…

 
Delikatnie mówiąc, przeraziłem się dziś na jednej z katechez. Otóż, w klasach drugich doszliśmy właśnie do tematu: Posłuszeństwo Abrahama. Dzieci na tym etapie edukacji mają niewielką wiedzę na temat Abrahama i losów jego rodziny. Najpierw więc pochyliliśmy się nad krótkim tekstem z podręcznika, później zacząłem ubierać w słowa dalszą historię życia tego człowieka. Opowiedziałem o wyjściu z Ur Chaldejskiego i o próbie, jaką podjął Abraham chcąc ofiarować Bogu Izaaka. Dzieci słuchały bardzo uważnie. Ponoć – jak powiedziały mi niedawno dwie drugoklasistki – umiem opowiadać bajki.

Kiedy skończyłem opowiadać, zamurowało mnie. Jeden z chłopców całą historię skwitował jednym krótkim zdaniem: Nie wiedziałem, że Abraham był pedofilem.

Szczerze? Byłem wściekły, choć w żaden sposób nie dałem tego po sobie poznać. Nie, nie na tego chłopaka. Byłem wściekły na całą tę sytuację z pedofilami w roli głównej i na to, że zapominamy, iż dzieciaki są jak gąbki i chłoną wszystko wokół bardzo szybko. Wsiąkają to wszystko, czym żyje świat dorosłych. Przecież taki ośmiolatek nawet dobrze nie wie, kim jest pedofil. Gdzieś usłyszał i pewnie przypuszcza, że jest to złe, ale żeby coś więcej…

Zastanawiam się, co w takich – jak ta moja dzisiaj – sytuacjach robić. Na mojej lekcji dzieci nie podchwyciły tematu, ale we mnie i tak jakiś niesmak pozostał. Czy w tym dziwnym świecie możemy jeszcze chronić dzieci przed tym całym bałaganem? A jeśli tak, to w jaki sposób?

A może udawać, że nic złego się nie dzieje
i pozwolić dzieciom po prostu szybciej dorosnąć? Może przymknąć oko,
założyć ręce i cierpliwie czekać, aż zaczną tonąć
w świecie dorosłych?

Oj, chyba niejeden z nas – dorosłych – skończy w morzu z młyńskim kamieniem
u szyi.