Na drodze ku czystości – zgorszenia…

W naszych rozważaniach na temat czystości dotknęliśmy do tej pory trzech ważnych kwestii. Mówiliśmy o tym, że:

1. seksualność człowieka jest darem od Pana Boga i jako dar powinna być przez nas przeżywana,
2. do daru jakim jest seksualność przywiązana jest łaska, która pomaga nam nie uczynić z seksualności balastu ponad nasze siły,
3. w sytuacji, kiedy dar staje się przekleństwem, grozi nam zawsze coś na kształt dramatyzowania, przez co człowiek często nie podejmuje już walki, ale zwyczajnie się poddaje. Stacza się w dół bez żadnego światełka w tunelu.

Dziś w temacie czystości robimy kolejny krok naprzód.

Nie ulega wątpliwości, że w dzisiejszym świecie wszyscy (bez wyjątków) narażeni jesteśmy na to, co potocznie nazywamy seksualizacją społeczeństwa. Z każdej niemal strony uderzają w nas obrazy i treści, które – jeśli wprost nie są otwartą i śmiałą zachętą do grzechu – to w zachowaniu czystości wcale nam nie pomagają. Dobitnie prawdę tę usłyszałem kiedyś od młodego chłopaka, dla którego nieczystość stała się prawdziwym krzyżem: ,,Proszę ojca, czasami chciałbym być niewidomym. Gdybym był ślepy, łatwiej mógłbym opierać się pokusom.”

Rzeczywiście, gdybyśmy mieli nieszczęście być niewidomymi, wielu z omawianych tutaj grzesznych pokus i doświadczeń zwyczajnie byśmy ominęli. Ale widzimy… I bynajmniej nie chcemy dosłownie czytać tekstu Ewangelii, w której Jezus mówi, że lepiej sobie oko wydłubać niż zgrzeszyć. Z pokusami dot. nieczystości warto spróbować radzić sobie inaczej niż poprzez samookaleczenie.

Na pewno czymś, co nam nie pomaga – a często także osłabia wolę walki – jest antyświadectwo innych osób. O to antyświadectwo wcale dziś nie trudno. A jest ono szczególnie niszczące i niebezpieczne, kiedy wychodzi od kogoś, kto powinien dawać dobry przykład: od rodziców, nauczycieli, księży, itp.

Tutaj dotykamy już nie tylko tematu grzechu, ale także tematu zgorszenia. Nie trzeba być biblistą, by wiedzieć, że Pan Jezus o gorszycielach wypowiada się bardzo surowo. ,,Lepiej jest przywiązać im kamień młyński do szyi i wrzucić w morze” – powie o tych, którzy gorszą innych.

Trzeba uczciwie spojrzeć na to zjawisko i powiedzieć, że zgorszenia dokonywane przez osoby, które powinny być autorytetami, zataczają coraz szersze kręgi. Szczególnie zgorszenia powodowane przez duchownych.

Zdarzało mi się już kilka razy rozmawiać z kimś, kto – sam zmagając się z grzechami przeciwko czystości – wyznawał, że ,,przecież księża też grzeszą i to nawet grzeszą o wiele bardziej.”  Trudno się z tym nie zgodzić, ale czy daje nam to prawo do tego, by powiedzieć tak jak jeden z moich rozmówców: ,,Skoro księża grzeszą, to co dopiero ja?”

Wielką odpowiedzialność biorą na siebie kapłani, których grzechy gorszą innych. Jednak nie tylko oni. Trzeba powiedzieć, że wielką odpowiedzialność za zgorszenie biorą także ci wszyscy, którzy bez potrzeby o kapłańskich grzechach mówią. Nie chodzi tu – oczywiście – o to, by teraz wszystkie skandale seksualne z udziałem duchownych zamiatać pod dywan. Nie… Chodzi o to, by stawać w szczerości i w obliczu trudnej dla Kościoła prawdy o nadużyciach i mówić także o tym, że wielu kapłanów było, jest i będzie wiernych ślubowi czystości i kapłańskiemu celibatowi.

Obok krzykliwego antyświadectwa ludzi Kościoła potrzebne jest też mówienie to pięknych przykładach kapłańskiego życia.

Piszę dziś o tym wszystkim z jednego powodu. Chciałbym, by ci wszyscy, którzy zmagają się z nieczystością postawili sobie pytanie o to, czy gdzieś na jakimś etapie ich walki brak dobrego świadectwa ze strony innych osób (m.in. kapłanów) nie stał się formą rozgrzeszania własnej słabości.

Nie ma dziś w temacie seksualności i grzechu przeciwko czystości większej pułapki niż powtarzanie sobie i innym wątpliwej wagi usprawiedliwienia, że ,,dzisiaj przecież wszyscy tak robią. Wszyscy, nawet księża.” Odkłamanie tych słów może nam bardzo pomóc. Wystarczy tylko szerzej otworzyć oczy i bardziej wytężyć słuch, by zobaczyć i usłyszeć, że pośród nas jest wielu duchownych i wielu świeckich, którzy z tematem nieczystości świetnie sobie radzą.

I właśnie z takich warto brać przykład…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.