O Miłości, co nie jest kochana…

Mk 1, 1 – 8

Jak jest napisane u proroka Izajasza: «Oto Ja posyłam wysłańca mego przed Tobą; on przygotuje drogę Twoją. Głos wołającego na pustyni: Przygotujcie drogę Panu, prostujcie dla Niego ścieżki». Wystąpił Jan Chrzciciel na pustyni i głosił chrzest nawrócenia na odpuszczenie grzechów. Ciągnęła do niego cała judzka kraina oraz wszyscy mieszkańcy Jerozolimy i przyjmowali od niego chrzest w rzece Jordan, wyznając swoje grzechy. Jan nosił odzienie z sierści wielbłądziej i pas skórzany około bioder, a żywił się szarańczą i miodem leśnym. I tak głosił: «Idzie za mną mocniejszy ode mnie, a ja nie jestem godzien, aby się schylić i rozwiązać rzemyk u Jego sandałów. Ja chrzciłem was wodą, On zaś chrzcić was będzie Duchem Świętym».

Spotkałem kiedyś w Krakowie dziwnego człowieka. Nie miał na sobie sierści z wielbłąda ani skórzanego pasa. Zamiast tego miał coś na kształt dużego szarego worka po mące. W pasie przewiązany szarym sznurem, w ręku duży nieociosany kij, przypominający nieco biskupi pastorał. Na szyi dyndała zawieszona duża tekturowa tabliczka z przyklejonym do niej wizerunkiem Jezusa Króla Wszechświata. Do tego mocno znoszone sandały i nieujarzmiona, dość bujna czupryna siwych włosów.

Nie żebrał, nie zaczepiał ludzi, nic nie mówił, ale wystarczyło, że przechodził przez krakowski rynek, by zwrócić na siebie uwagę nawet najbardziej spieszących się przechodniów. Rzucał się w oczy. I to nawet bardzo.

Kiedy dziś czytam Ewangelię o Janie Chrzcicielu wraca mi na pamięć tamto przelotne spotkanie z tym dziwnym człowiekiem. Tak go wtedy sobie nazwałem. Dziwak jakiś – pomyślałem – jakby z innej epoki.

Pewnie o Janie Chrzcicielu tak samo mówili. Wyróżniał się przecież spośród tych normalnych. Nie tylko wyglądem zresztą. Jego mowa też się wyróżniała. Słowa dalekie od komplementów: – Plemię żmijowe – mówił do słuchaczy. Może gdyby się tak wtedy nie wyróżniał i mówił trochę delikatniej, nie skończyłby z głową na misie w pałacu Heroda…

Myślę sobie o dzisiejszych Janach Chrzcicielach:

* o kapłanach, którzy jak on też zapowiadają przyjście Jezusa, ale często mówią i żyją tak, jakby sami w to powtórne przyjście nie wierzyli…

* o rodzicach, którzy nieraz – w trosce o dobro dzieci przecież – powinni uderzyć pięścią w stół i wyraźnie powiedzieć: non possumus… A tymczasem wolą stać z boku i widząc, jak syn czy córka depcze Boże przykazania, po prostu się nie wtrącać. I jeszcze się usprawiedliwiać, że młodzi są już przecież dorośli i wiedzą, co robią.

Brakuje nam w dzisiejszym świecie takich Janów Chrzcicielów. Ludzi, którzy nie idą na łatwy kompromis, ale konsekwentnie bronią ewangelicznych wartości. Brakuje nam dziś takich postaci, jak choćby św. Franciszek, który na ulicach miasta budził sumienia innych, wołając, że Miłość nie jest kochana.

Niech ta dzisiejsza Ewangelia uwiadomi wszystkim, że każdy z nas ma być Janem Chrzcicielem.

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.