Obyś był zimny albo gorący…
Kto nie jest ze Mną, jest przeciwko Mnie; a kto nie zbiera ze Mną, rozprasza. To zdanie z czwartkowej Ewangelii ciągle za Mną chodzi. To dobry punkt zaczepienia do osobistego rachunku sumienia.
Jezus – wypowiadające te słowa – uświadamia mi, że są tylko dwie drogi: droga z Nim albo droga bez Niego. Nie ma drogi trzeciej, jakiejś innej wersji, innej możliwości. Nie ma jakiejś drogi pośredniej, która mogłaby być wynikiem kompromisu. Albo jestem z Jezusem, albo jestem przeciw Jezusowi.
Nie od dziś wiadomo, że tym, co najbardziej szkodzi Kościołowi i niszczy go od środka jest szukanie trzeciej drogi przez niektórych pasterzy i przez niektórych wiernych. Postawę taką można nazwać potocznie podwójnym życiem. I nie chodzi tutaj od razu o podwójną moralność. Choć często niestety tak bywa…
Często jednak ten drugi obieg może być zupełnie nie związany z moralnością. Może na przykład nie tyle dotyczyć kwestii grzechu, ile bardziej naszego świadectwa. Ot, choćby stanięcie w obronie Kościoła, kiedy inni go krytykują (pamiętamy oczywiście, że wszyscy ochrzczeni należą do Kościoła i stając w jego obronie bronimy tak naprawdę także siebie), albo przeżegnanie się w jakimś publicznym miejscu (choćby na szkolnej stołówce).
W tak wielu miejscach brakuje dziś czytelnego świadectwa i znaku przynależności do Jezusa. W tak wielu miejscach i przestrzeniach życia społecznego ciągle jeszcze boimy się (a może to nie tylko lęk?) zaświadczyć, że jestem z Jezusem i po Jego stronie. Być może to kwestia naszej odwagi. Na pewno jednak też naszej chęci.
Trzeba ciągle pamiętać o początkach Kościoła. Zalęknieni Apostołowie po Zesłaniu Ducha Świętego wychodzą na ulice Jerozolimy. Można powiedzieć, że z Wieczernika wchodzą wprost do paszczy lwa, bo przecież mieszkańcy Jerozolimy byli w większości bardzo wrogo nastawieni do Jezusa i Jego uczniów. To nie był lud obojętny, neutralny. Wielu mieszkańcom Jerozolimy na imię ,,Jezus z Nazaretu” pięści same się zaciskały. Agresja, złość i nienawiść skierowane w stronę chrześcijan były na ulicach Jerozolimy chlebem powszednim. A mimo to Apostołowie odważyli się otworzyć drzwi Wieczernika.
Jeśli oni w takich właśnie realiach głosili Zmartwychwstałego, to czy my – w społeczeństwie, w którym ponad 90% obywateli mieni się chrześcijanami – nie powinniśmy jeszcze mocniej i dobitniej tego czynić?