To nic nowego… Tu miejsce jest dla każdego…

Jestem po kolejnym spotkaniu animatorów ,,mojej” Odnowy w Duchu Świętym. Od ponad dwóch lat spotykamy się raz w miesiącu (spotkania formacyjne i modlitwy uwielbienia są w każdą niedzielę, ale spotkania animatorów tylko raz na miesiąc), aby omawiać i dotykać różnych spraw związanych z funkcjonowaniem naszej Wspólnoty, a jednocześnie po to, aby dzielić się swoim doświadczeniem Pana Boga.

Jeszcze zanim zostałem duszpasterzem Odnowy wiedziałem, że takie Wspólnoty potrafią zrobić w Kościele sporo pozytywnego fermentu. Znam przypadki, kiedy ten ferment nie był pozytywny, ale zdecydowanie więcej jest tych dobrych przykładów. Już sam fakt, że są we Wspólnocie ludzie, którzy mimo codziennych obowiązków zawodowych i rodzinnych, mają czas, by się spotykać, by się wspólnie modlić, uwielbiać Pana Boga, mówi sam za siebie.

To, co w Kościele niesamowicie do mnie przemawia, to nie kazania księży ani nawet nie listy biskupów. Najbardziej przemawia do mnie to, jak bardzo Pan posługuje się w dziele ewangelizacji ludźmi świeckimi. Może nie powinienem tak mówić, ale czuję się czasem w kościele jak klaun. Nie, nie przez to, że uczestniczę w jakimś pełnym humoru przedstawieniu. Czuję się jak klaun ze znanej pewnie wszystkim historyjki, o której kiedyś w jednej ze swych książek pisał kard. Ratzinger.

klaunPewien klaun biegnie co sił w nogach przez swoją wioskę. Staje na rynku pełnym ludzi i krzycząc na całe gardło, próbuje przekazać mieszkańcom informację o tym, że pali się jego cyrk. Na jego twarzy pojawiają się łzy, wręcz błaga ludzi, aby poszli za nim i pomogli ugasić mu pożar cyrkowego namiotu. Ludzie patrzą na cyrkowca i … śmieją się do rozpuku. Śmieją się z niego, z jego mimiki, z tego, że jest tak bardzo przekonywujący. Największa tragedia jednak w tym, że wśród gapiów ani jedna osoba nie traktuje tego klaun poważnie. Przeciwnie, wszyscy myślą, ze to cyrkowe przedstawienie na świeżym powietrzu. I w dodatku za darmo. W konsekwencji jednak spłonął cały namiot i kilka pobliskich gospodarstw.

Teraz już wiecie, dlaczego napisałem, że czuję się czasem jak klaun. Tak, właśnie dlatego… Większość ludzi myśli, że ksiądz o tym Panu Bogu to po prostu musi gadać. Bo to przecież jego ,,zawód” – powie niejeden. Przecież za to ksiądz bierze pieniądze – będzie wtórował mu drugi. Do księdza należy gadanie o Bogu tak jak do cyrkowca robienie fikołków – niestety, wciąż wielu tak myśli.

I dlatego tak bardzo się cieszę, że świeccy – powoli, bo powoli, ale jednak – biorą sprawy Ewangelii w swoje ręce. Nikt nie powie o świeckim, że mówienie o Bogu to jego praca. Nikt nie powie, że w ten sposób zarabia. Świeccy mają w Kościele ogromne pole do działania. Pomimo granic, które na szczęście są, teren do pracy jest bardzo obszerny.

Czasem młodzi mi mówią, że w kościele się nudzą. Wiesz – odpowiadam – gdyby tak jak Ty stał przez całą Mszę za filarem, gdybym nawet nie otwierał ust na Mszy św., gdybym patrzył się tylko na plecy osób stojących przede mną, bez wątpienia też bym się w kościele nudził. Może nawet już dawno bym do kościoła przestał chodzić. Bo jak tu na dłuższą metę uczestniczyć w czymś, czego człowiek nie rozumie?

I zawsze wtedy wychodzę z propozycją: Słuchaj, podejdź bliżej do ołtarza…, przeczytaj czytanie…, weź w procesji baldachim…, dołącz do chóru…, pomóż w ministranckiej wycieczce…, pograj z lektorami w piłkę… Spróbuj odnaleźć swoje miejsce, spróbuj czuć się potrzebnym. Filar bez Ciebie na pewno się nie przewróci.

Kościół M.B. Ostrobramskiej w Krakowie na Wieczystej
Kościół M.B. Ostrobramskiej w Krakowie na Wieczystej

Wielkie dzięki wszystkim fantastycznym ludziom świeckim. Tym odważnym, którzy już się nie boją i tym, którzy jeszcze są ostrożni. Kościół to my wszyscy. Nie tylko Franciszek, kard. Stanisław i proboszcz. W Kościele naprawdę jest miejsce dla każdego. Ale przecież to nic nowego, więc…